Po raz pierwszy zetknąłem się z ks. Dolindo za pośrednictwem jego charakterystycznej modlitwy: „Jezusie, Ty się tym zajmij". Mówili mi o niej moi włoscy przyjaciele Bruno i Silvia Serafini z Maceraty na początku lat 90. ubiegłego wieku, goszcząc mnie jeszcze jako seminarzystę podczas letniej praktyki językowej. Zapamiętałem wówczas brzmienie modlitwy, nie wiedząc, od kogo ona pochodzi. Jako młody kapłan natrafiłem na ślad o ks. Dolindo, wczytując się w biografię św. ojca Pio. Wywarł na mnie wrażenie „ślad" ukryty w reprymendzie włoskiego stygmatyka pod adresem pielgrzymów z Neapolu: „czemu przychodzicie do mnie, skoro u siebie macie świętego!". Postanowiłem tym „śladem" podążyć.
Aż się poprawisz
Kim jest ów święty z Neapolu? Po kilku latach pracy w duszpasterstwie akademickim wyjechałem na staż naukowy do Włoch. Zgłębiając „włoski personalizm", natrafiłem na bł. Antonia Rosminiego i ks. Dolindo Ruotolo, dwóch kapłanów zranionych trudną miłością do Kościoła. Podobne doświadczenie bolesnej próby wiary w swoim Kościele, podobna postawa heroicznej pokory i miłości do Matki Eklezji. Wyprzedzili epokę, dlatego też wydawali się do niej niedopasowani. Mimo że dzielił ich dystans całego pokolenia – ks. Dolindo urodził się 27 lat po śmierci ks. Antonia – połączyła ich heroiczna walka o autentyczność przesłania ewangelicznego i wysiłek najdoskonalszego spojenia go z życiem. Obaj zderzyli się z Goliatem Świętego Oficjum, starli się z obawami i lękami epoki, gnuśnym letargiem, któremu uległo wielu stróżów Dobrej Nowiny.
Kluczem do osiągnięcia zwycięstwa na Krzyżu jest zawsze gotowość do wstąpienia na niego i oddania życia. Jak Chrystus. Antonio Rosmini musiał o ponad pół wieku dłużej od ks. Dolindo czekać na rehabilitację. Za to o wiele szybciej zasłużył na uznanie świętości życia. Został beatyfikowany przez papieża Benedykta XVI w listopadzie 2007 roku. Sprawa kapłana z Neapolu czeka jeszcze na swój chwalebny finał w Kościele.
Zapoznawałem się z nielicznymi książkami o ks. Dolindo, z jego „Autobiografią", „Kwiatkami", listami do kapłanów i do swych duchowych córek. Pewnego razu dowiedziałem się o jego charyzmacie proroctwa wyrażanym za pośrednictwem immaginette (świętych obrazków – red.) i z niezwykle miłym zaskoczeniem natrafiłem na ślad jego profetycznej intuicji wyrażonej, 13 lat przed wyborem Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową, co do przyszłej konfrontacji Jana Pawła II z ateistycznym światem komunizmu. Dotarłem też do świadectw o nim arcybiskupa Pavla Hnilicy, słowackiego bohatera podziemnej walki o przetrwanie Kościoła u naszych południowych sąsiadów". Ks. Dolindo bywał obecny w moich homiliach i katechezach.
Podczas wakacji duszpasterskich spędzanych w małej nadmorskiej parafijce nieopodal Wenecji zauważyłem, jak niektórzy Włosi żywo reagują zainteresowaniem na postać neapolitańskiego kapłana. Roberta i Alberto, którzy od niedawna zbliżyli się do Kościoła, poczuli się żywo dotknięci świadectwem o ks. Dolindo, zwłaszcza że dotąd nic o nim nie słyszeli, pomimo częstych wyjazdów zawodowych pod Wezuwiusz. Na początku września 2015 roku pojechaliśmy razem odwiedzić „świętego". Dzięki tej wizycie zobaczyłem kościół św. Józefa i Madonny z Lourdes, odprawiłem mszę przy grobie księdza Dolindo. Poznałem też strażniczkę jego pamięci, bratanicę, panią Grację Ruotolo. To były chwile uprzywilejowanego spotkania ze świętością duchowego giganta z Neapolu. Siostry Franciszkanki zaopatrzyły mnie w nowe książki.