Jest czwarta nad ranem. Moje ciało się trzęsie. Będę umierać. Jestem taka zmęczona" – napisała na Twitterze 24-letnia Matsuri Takahashi, pracownica Dentsu, największej japońskiej agencji reklamowej. W ciągu jednego miesiąca spędziła w pracy 105 godzin nadliczbowych. W biurze robiła wszystko, by sprawiać wrażenie, że radzi sobie z ogromem obowiązków. Jej organizm i psychika jednak nie wytrzymywały. Matsuri popełniła samobójstwo, wyskakując z okna należącego do firmy budynku. Zrobiła to w wigilię Bożego Narodzenia, dzień traktowany przez Japończyków jako okazja do dobrej zabawy w klubach, picia i randkowania. Jej śmierć wywołała skandal, w wyniku którego podał się do dymisji prezes Dentsu. Firma zyskała łatkę nieludzkiego pracodawcy, a przez media i środowiska polityczne przetoczyła się dyskusja na temat zapobiegania podobnym przypadkom.
Karoshi od lat stanowi plamę na wizerunku japońskiego kapitalizmu. Policyjne statystyki mówią, że tylko w zeszłym roku co najmniej 90 Japończyków i Japonek popełniło samobójstwo z powodu przepracowania. Tysiące zmarło na dolegliwości związane ze zbyt długim przebywaniem w pracy: zawały serca, wylewy, a nawet niedożywienie. Ministerstwo Zdrowia ostrożnie wskazuje, że rocznie z tych przyczyn w Kraju Kwitnącej Wiśni umiera ponad 2 tys. osób. Narodowa Rada Obrony Ofiar Karoshi szacuje jednak liczbę tego typu zgonów na 10 tys. rocznie, czyli mniej więcej tyle, ile osób w Japonii ginie co roku w wyniku wypadków drogowych. Zjawisko karoshi nie jest jednak tylko japońską specyfiką. Ta plaga jest znana w Korei jako gwarosa, a w Chinach jako guolaosi. Pod koniec zeszłego roku chińska państwowa telewizja CCTV podała statystyki mówiące, że co roku w Państwie Środka na dolegliwości związane z przepracowaniem umiera ok. 600 tys. ludzi. To trochę więcej, niż liczy np. populacja Poznania.
Współczesny kapitalizm i etos konfucjański
Opowieści o młodych „korpoludkach" (w Japonii nazywanych „sarariman", co jest zniekształconym angielskim „salaryman", czyli określeniem pracownika dostającego pensję), którzy umierali na zawał z przepracowania, początkowo były traktowane jako miejskie legendy. Nie zawsze dawano takim historiom wiarę. Zjawisko jednak istniało i narastało. Już w 1969 r. odnotowano przypadek 29-letniego pracownika wydawnictwa prasowego, który zmarł w pracy na zawał. Lekarze i socjologowie z biegiem lat zbierali coraz więcej podobnych doniesień. W 1978 r. ukuli termin „karoshi", który przebił się do opinii publicznej w następnej dekadzie – w czasach boomu spekulacyjnego, po którym nastąpił krach gospodarczy. Gdy w 1987 r. doszło do załamania na giełdzie i na rynku nieruchomości, japońskie Ministerstwo Zdrowia zaczęło publikować statystyki dotyczące karoshi. Po jakimś czasie przypadki śmierci z przepracowania zaczęto dokumentować również w Korei Południowej, na Tajwanie, a w ostatnich latach również w Chinach.
W studium opracowanym przez Międzynarodową Organizację Pracy w 2013 r. wymieniono kilka typowych przykładów karoshi w Japonii. Jest tam opisany przypadek pracownika firmy produkującej przekąski, który pracował tygodniowo przez 110 godzin i zmarł na zawał serca w wieku 34 lat. Odnotowano też zgon 37-letniego kierowcy autobusu, który przez 15 lat nie wziął ani jednego dnia urlopu, a pracował przez około 3 tys. godzin rocznie. W opracowaniu jest również historia 22-letniej pielęgniarki zmarłej na zawał po tym, jak pracowała bez przerwy przez 34 godziny.
Łatwo można znaleźć podobne przypadki też w innych krajach regionu. I tak w połowie stycznia na schodach budynku południowokoreańskiego Ministerstwa Zdrowia i Opieki Społecznej zmarła 35-letnia urzędniczka, matka trojga dzieci. Pracowała regularnie przez cały tydzień bez dnia wolnego. Kilka tygodni wcześniej zmarł na zawał rządowy urzędnik pracujący po 14 godzin dziennie. Weibo, czyli chiński Twitter, jest pełen skarg na przepracowanie. Pojawiają się na nim doniesienia mówiące, że od kwietnia do końca czerwca 2016 r. z tego powodu zmarło w Chinach dziesięciu dziennikarzy. W styczniu 2017 r. media donosiły o śmierci 36-letniego oficera milicji z prowincji Guangxi, który zmarł z przepracowania. Jak widać, plaga ta dotyka zarówno bogatych pracowników wielkich korporacji, przedstawicieli wolnych zawodów, robotników, jak i urzędników państwowych, a nawet funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa. Śmierć z przepracowania zbiera swoje żniwo zarówno w opływającej w dostatek Japonii, jak i będących wciąż na dorobku Chinach. Ludzie z Zachodu zapoznający się z tego typu przypadkami wzruszają często ramionami, traktując to jako „kolejne azjatyckie dziwactwo" i przykład na to, jak rzekomo odczłowieczona jest zbudowana na konfucjańskich, buddyjskich i szintoistycznych podstawach cywilizacja Azji Wschodniej. A może jednak karoshi i jego różne narodowe warianty to bardziej skutek uboczny pewnego modelu kapitalizmu niż zjawisko tkwiące w duszach Azjatów?