Dowcip z brodą

„Twarz" wchodziła na ekrany w atmosferze skandalu. Jeden z prawicowych portali nazwał film „istną orgią nienawiści do Polaków i katolików".

Publikacja: 13.04.2018 15:00

„Twarz", reż. Małgorzata Szumowska

„Twarz", reż. Małgorzata Szumowska

Foto: materiały prasowe

Jak się wydaje, na takie kontrowersje liczyła sama Małgorzata Szumowska, mówiąca w wywiadzie, że chce „pokazać ludziom Polskę w wielkim stężeniu" i, trawestując tytuł, „dać w ryja". Postawiła więc sobie poprzeczkę wysoko – tam, gdzie w literaturze celował Gombrowicz, a w kinie Falk, Bareja, Smarzowski czy Koterski. Jest Szumowska reżyserką niewątpliwie utalentowaną, więc szedłem do kina na „Twarz" z nadziejami na film co najmniej formatu „Wesela". Problem polega na tym, że zmieniły się czasy i „w ryja" dziś chce dawać niemal każdy (nie licząc grupki artystów pokazujących, najczęściej z równie fatalnym skutkiem, Polskę nieskazitelną). Trudno być dziś zarówno Gombrowiczowskim Syfonem, jak i Miętusem. Szumowska próbowała obrać tę drugą drogę – i tym razem też nie udało się wygrać pojedynku na miny. „Twarz" nie jest filmem antypolskim, nie jest „orgią nienawiści" – jest natomiast obrazem wtórnym i chwilami pretensjonalnym, choć solidnie wykonanym.

Akcja „Twarzy" rozwija się powoli. Na początku zapoznajemy się z tłem, czyli z wiejskim krajobrazem (jak wskazuje tabliczka w przejeżdżającym PKS – prawdopodobnie gdzieś w okolicach Gorlic) i z mieszkańcami okolicy. Widzimy rodzinne kłótnie, pijaków pod sklepem, chciwego księdza – czyli obraz złożony ze znanych dobrze klisz i stereotypów. Jacek (Mateusz Kościukiewicz) już od początku jest inny niż pobratymcy – nosi długie włosy, jeździ motocyklem, słucha metalu. Ta inność pogłębi się – Jacek w tragicznym wypadku (na budowie wielkiego, karykaturalnego pomnika Chrystusa) straci twarz. Powróci później na wieś zdeformowany, bełkoczący, inny niż wcześniej, po operacji przeszczepu. Jednak „swoi" go nie przyjmą.

Czy gdzieś już przypadkiem tej historii nie słyszeliśmy? Być może największym wyzwaniem dla „Twarzy" jest internet, gdzie dziesiątki tysięcy odsłon zyskują rankingi najbrzydszych pomników Jana Pawła II czy „kościołów, które udają kury". W tym świetle żart o budowie Chrystusa a la Rio de Janeiro staje się płaski. Ale i w wielu innych fragmentach widz ma wrażenie opowiadania po raz kolejny starych dowcipów – na przykład o księdzu dopytującym w konfesjonale o szczegóły spraw intymnych (był o tym wiele lat temu nawet wierszyk Andrzeja Waligórskiego). Drugi i trzeci raz to jeszcze śmieszy, ale dziesiąty? Sam temat odrzucenia inności wałkowany był w kinie do bólu (od genialnego „Człowieka słonia" Davida Lyncha do mniej udanej „Zagadki Powdera") i potrzeba czegoś naprawdę świeżego, by podobna historia poruszyła widzów.

Od strony wizualnej i dźwiękowej trudno „Twarzy" cokolwiek zarzucić. Zdjęcia są przemyślane, tworzą nierealną i baśniową atmosferę to przez nasycone kolory, to przez rozmazanie części planu (oglądamy kolejne sceny oczami Jacka po operacji). Gdyby nie wszechobecne smartfony, którymi bohaterowie strzelają sobie selfie z oszpeconym Jackiem, trudno byłoby powiedzieć, czy akcja filmu dzieje się dziś czy może w latach 80. lub 90.

W „Twarzy" jest kilka scen znakomitych, pokazujących talent reżyserki i aktorów. Co ciekawe, wszystkie one mają miejsce przed zawiązaniem akcji. Doskonała jest choćby scena kłótni rodzinnej, kręconej z daleka, jakby podglądanej przez kamerę. Szumowska potrafi tak poprowadzić aktorów, by grali w naturalny sposób. Świetnie ogląda się moment składania życzeń („życzę ci, żebyś nie błaznował... żebyś te włosy obciął"). Na pewno do udanych należy też scena początkowa, ukazująca „świąteczną promocję dla golasów" w jednym z supermarketów, gdzie rozebrani do bielizny klienci wyrywają sobie zaciekle telewizory plazmowe. Takiej karykatury oczekiwałem! Ale nawet tu reżyserka musiała pójść w dosłowność – oto ktoś w tłumie „golasów" nosi majtki z wyraźnym napisem „Polska". Czy naprawdę widzom trzeba podawać wszystko na tacy?

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Jak się wydaje, na takie kontrowersje liczyła sama Małgorzata Szumowska, mówiąca w wywiadzie, że chce „pokazać ludziom Polskę w wielkim stężeniu" i, trawestując tytuł, „dać w ryja". Postawiła więc sobie poprzeczkę wysoko – tam, gdzie w literaturze celował Gombrowicz, a w kinie Falk, Bareja, Smarzowski czy Koterski. Jest Szumowska reżyserką niewątpliwie utalentowaną, więc szedłem do kina na „Twarz" z nadziejami na film co najmniej formatu „Wesela". Problem polega na tym, że zmieniły się czasy i „w ryja" dziś chce dawać niemal każdy (nie licząc grupki artystów pokazujących, najczęściej z równie fatalnym skutkiem, Polskę nieskazitelną). Trudno być dziś zarówno Gombrowiczowskim Syfonem, jak i Miętusem. Szumowska próbowała obrać tę drugą drogę – i tym razem też nie udało się wygrać pojedynku na miny. „Twarz" nie jest filmem antypolskim, nie jest „orgią nienawiści" – jest natomiast obrazem wtórnym i chwilami pretensjonalnym, choć solidnie wykonanym.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Walka o szafranowy elektorat
Plus Minus
„Czerwone niebo”: Gdy zbliża się pożar
Plus Minus
Dzieci komunistycznego reżimu
Plus Minus
„Śmiertelnie ciche miasto. Historie z Wuhan”: Miasto jak z filmu science fiction
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Irena Lasota: Rządzący nad Wisłą są niekonsekwentnymi optymistami