–Nie, nie chcę nawet o tym myśleć! Nie lubię analizować sam siebie, ponieważ mogłoby mi się nie spodobać to, co ujrzę. Nie lubię analizować sam siebie i nie znoszę za dużo myślenia o przeszłości w innym celu niż wyciąganie wniosków na przyszłość. Jedyna rzecz, jaka mi się podoba, jeżeli chodzi o przeszłość, to to, że można się z niej czegoś nauczyć, ponieważ jeśli popełnia się pomyłkę, to można się wiele nauczyć. Mimo to wolę się uczyć na cudzych błędach. Dużo czytam, w tym również historie o sukcesach i porażkach, ponieważ uczenie się na cudzych błędach wypada dużo taniej niż na własnych. Mogę ci opowiedzieć o wielu, wielu pomyłkach popełnionych przez innych. Cieszy mnie to, że nie ja je popełniłem. Lubię przeszłość ze względu na to, że można się uczyć na cudzych błędach, ale można się również wiele dowiedzieć z cudzych triumfów.
–Powiedziałeś, że dużo czytasz. Jaka książka miała na ciebie największy wpływ?
–Hmm, kiedy to mówiłem, miałem na myśli raczej czytanie bieżącej prasy i mediów. Uwielbiam czytać. Jak wiecie, sam napisałem wiele bestsellerów. „The Art of the Deal" była jedną z najlepiej sprzedających się książek wszech czasów – myślę, że to od niej się wszystko zaczęło, „Trump. The Art of the Deal". Została bestsellerem, była na pierwszym miejscu listy najlepiej sprzedających się książek przez wiele, wiele miesięcy ze względu na to, czego dokonałem wcześniej. Byłem więc dobrze znany jeszcze przed wydaniem „The Art of the Deal", ale jej publikacja stała się wielkim przełomem. Kolejnym takim kamieniem milowym był ogromny sukces „The Apprentice", który został programem numer jeden w telewizji. To był dla mnie następny wielki przełom.
Czytaj także:
Lingwista lub psycholog mógłby napisać doktorat na temat stylu, w jakim Trump prowadzi konwersację. Po króciutkiej autorefleksji zatrzaskuje drzwi, przez które można by zajrzeć do jego wnętrza, i natychmiast zaczyna omawiać innych ludzi i ich porażki. Wzmianka o książkach sprawia, że zaczyna tokować na temat własnej książki, jej sprzedaży, a potem analogicznego sukcesu teleturnieju. Za każdym razem stara się skierować rozmowę na opowieść o własnych triumfach. Szczerze mówiąc, rozmawiamy o nim, ale trudno się oprzeć wrażeniu, że nawet kiedy opisuje prawdziwe sukcesy, zaczyna przesadzać. „Trump. The Art of the Deal" sprzedawała się dobrze, ale na pewno nie była „jedną z najlepiej sprzedających się książek wszech czasów".
O Trumpie bez Trumpa
Rozszyfrowanie każdej deklaracji Trumpa, podobnie jak twierdzeń dotyczących jego książki, wymaga wielkiego wysiłku, a w sumie daje niewiele, chociaż podważanie niektórych sformułowań może być zabawne. Gdy powiedział mi, że zachodnie wybrzeże Irlandii wygląda jak „Floryda", a pewna szkocka farma jest zwana polem śmierci, zdołałem skłonić go do przyznania, że oba te spostrzeżenia to wytwory jego wyobraźni i nic więcej. W jego wypowiedziach nie liczą się jednak takie szczegóły. Liczy się to, że za każdym razem próbuje zaprezentować rozmówcy swoje poglądy na siebie i świat oraz nakłonić go do ich przyjęcia. Jeżeli wizerunek Trumpa jest, jak twierdzi jego syn, autentycznym elementem jego osobowości, to próby te są szczere, a nawet niezbędne do zachowania tożsamości. Chętnie spytałbym o to samego Donalda, ale po rozmowie z jego synem i Marlą Maples, drugą żoną, która wyrażała się o nim w superlatywach, Rhona Graff poinformowała mnie, że sesje dobiegły końca. Dlaczego? Prawdopodobnie dlatego, że ośmieliłem się skontaktować z osobą znajdującą się na liście jego wrogów, pisarzem Harrym Hurtem, który obraził miliardera dawno temu, w 1993. Wspomniałem o tym Marli Maples i wygląda na to, że podzieliła się tą wiedzą ze swoim byłym.
Musiałem więc dokończyć tę książkę bez Trumpa. W poszukiwaniu odpowiedzi cofnąłem się w czasie, do wyzwań, jakie stały przed miliarderem w dzieciństwie. Matka była chorowita, a ojciec wymagający i często nieobecny. Oboje zdecydowali o posłaniu go do szkoły wojskowej, która ze współczesnego punktu widzenia była miejscem dość brutalnym. Mimo to rodzice wspierali go przez wiele lat, a sam Trump przyznaje, że byli szczodrzy i kochający. Należy więc rozważyć również inne czynniki. Najważniejszym wydaje się okres, w którym Donald urodził się i dorastał. W 1946, gdy przyszedł na świat, w Ameryce rozpoczynała się właśnie epoka dobrobytu, jakiego jeszcze świat nie widział. Gwałtowny rozwój środków masowego przekazu sprawił, że kształtowanie wizerunku i zabieganie o sławę stały się elementami codziennego życia. Dziecko piekielnie inteligentne, dorastające w rodzinie bogatej i uprzywilejowanej, uważałoby, że może osiągnąć wszystko. Dodajcie do tego olbrzymią ambicję – i dziecko zaczyna próbować tego w praktyce.