Selfie. Być jak Kim Kardashian

Selfie może i są przejawem narcyzmu, ale nawet osoby wolne od tej przypadłości będą je wkrótce codziennie wykonywać.

Aktualizacja: 18.03.2017 14:51 Publikacja: 16.03.2017 12:54

Ile prawdy w zdjęciu zrobionym smartfonem? Hillary Clinton wydaje się szczęśliwa, pozując ze swymi z

Ile prawdy w zdjęciu zrobionym smartfonem? Hillary Clinton wydaje się szczęśliwa, pozując ze swymi zwolenniczkami podczas spotkania wyborczego (Pittsburgh, 2016 r.). Barack Obama zachowywał się podobnie, by po latach przyznać, że selfie nie lubi.

Foto: Getty Images, Justin Sullivan

Najpierw upewniamy się, że pada na nas ładne światło – oślepieni lampą błyskową na pewno nie wypadniemy dobrze. Następnie przyciągamy lekko brodę do klatki piersiowej, a smartfon w wyciągniętej ręce unosimy nieco ponad głowę. Pora na odpowiednie wydęcie ust, tak by ułożyły się w „dzióbek". Gotowi? Robimy zdjęcie.

Jeszcze je przycinamy (smartfony mają wgrane odpowiednie do tego oprogramowanie), usuwając wszystko to, co nam się nie podoba – ramiączko od stanika, pieprzyk na skórze, cokolwiek. Następnie ściągamy program do edycji zdjęć, który pozwoli nam nałożyć wirtualny makijaż. Et voila! Zrobiliśmy perfekcyjne selfie według przepisu samej Kim Kardashian (sporządzonego na stronie Marieclaire.com na podstawie jej wypowiedzi).

Ta amerykańska celebrytka nie tylko słynie z tego, że jest znana, ale też z mistrzowskiego opanowania sztuki autoportretu wykonywanego telefonem komórkowym. Jej profil w internetowym serwisie Instagram obserwuje ponad 94 mln osób. Jedno z ostatnich selfie, na którym zaprezentowała bogatą biżuterię i głęboki dekolt, polubiło 1,5 mln internautów.

Świat oszalał? Na punkcie selfie na pewno.

Winda, lustro, smartfon

W 2013 r. wydawnictwo Oxford Dictionaries ogłosiło selfie słowem roku. Idąc tropem podanej przez nie definicji, wyjaśnijmy, że to, co odróżnia je od tradycyjnego autoportretu, nie jest związane z treścią zdjęcia, lecz raczej ze sposobem jego wykonania – za pomocą smartfona lub kamerki internetowej – a jeszcze bardziej z tym, w jaki sposób jest pokazywane światu. Selfie mianowicie robi się po to, by umieścić je w sieci: na Instagramie, Facebooku czy niezliczonych innych serwisach społecznościowych.

To też znakomity sposób, by pochwalić się spotkaniem ze znaną osobą. Na przykład z papieżem. Media obiegają fotografie, na których Franciszek pozuje do takich zdjęć. Ba, w grudniu 2015 r. opublikował pierwsze własne selfie.

Paradoksalnie, by sfotografować się z obiektem swego uwielbienia, trzeba się do niego ustawić... plecami. Tak jak to zrobił we wrześniu ubiegłego roku podczas wyborczego spotkania w Orlando na Florydzie tłum zwolenników Hillary Clinton. Zamiast posłuchać, co ma do powiedzenia kandydatka na najważniejszy urząd w państwie, uczestnicy spotkania gremialnie się od niej odwrócili, jednocześnie wyciągając w górę smartfony.

Na widok tej sceny Clinton uśmiecha się od ucha do ucha, ale to chyba dobra mina do złej gry. Barack Obama – sam tylekroć uwieczniany komórkami, zawsze promiennie uśmiechnięty – wyznał niedawno, że nie znosi selfie. W 2016 r. tłumaczył uczestnikom spotkania w centrum sztuki w Springfield w stanie Illinois, że zwyczaj ich wykonywania wyparł bliskie jego sercu tradycje związane ze spotkaniami wyborczymi. – Ponieważ ludzie mają te swoje smartfony, nie chcą już ściskać mi ręki – ubolewał.

Jego niechęć można zrozumieć. W końcu selfie obciążone są grzechem pierworodnym. W 2002 r. pewien australijski student o ksywce Hopey podczas imprezy z okazji 21. urodzin wyrżnął twarzą o podłogę, po czym następnego dnia zdjęcie swych opuchniętych ust umieścił na forum internetowym. „Przepraszam, że nieostre, ale to było selfie" – napisał. Wtedy to pierwszy raz odnotowano użycie tego terminu.

No cóż, mało chwalebny początek, ale później, prawdę powiedziawszy, nie było wiele lepiej. Jak to w erze internetu, świat ogarniają co pewien czas kolejne manie, co nie omija interesującego nas tematu. Obok niezmiennie popularnych selfie na tle zabytków, zachodzącego słońca czy po prostu w dowolnych okolicznościach była już moda na zdjęcia kobiecych pup i biustów czy też szał na autoportrety... cmentarne, wykonywane podczas pogrzebów krewnych lub znajomych – najlepiej przy jeszcze otwartej trumnie.

Osobna kategoria to zdjęcia własnego odbicia w lustrze. Wiele z nich wykonywanych jest w łazience. Bywa, że całkiem poważne osoby na widok lustra w hotelowej windzie odczuwają przemożną potrzebę sięgnięcia po smartfon i zrobienia sobie natychmiast zdjęcia, a następnie pochwalenia się nim przed znajomymi. Po dowody odsyłam do internetu.

Narzędzie reklamy. Słynne „spontaniczne” zdjęcie podczas gali rozdania Oscarów w 2014 r. okazało się częścią kampanii Samsunga.


Fot. Twitter via Getty Images / Ellen DeGeneres

Popularności selfie sprzyja rozwój technologii. Telefony komórkowe z aparatem fotograficznym umieszczonym również z przodu to od lat standard. Są to już tak dobre urządzenia, że gdyby komuś przyszło do głowy wydrukować sobie selfie (w co raczej nie wierzymy), mógłby wykonać znośnej jakości odbitkę o rozmiarach plakatu. Za modą podążają, chcąc nie chcąc, producenci zwykłych aparatów, którym smartfony zabierają udziały w rynku fotografii. „Nowy wyświetlacz LCD odchylany o 180° oraz tryb poprawionego portretu przeznaczony do selfie" – zachwalał niedawno swój nowy produkt dla fotoamatorów jeden z cenionych japońskich producentów aparatów.

Na rynku szybko pojawił się też tzw. selfie stick – rodzaj ręcznego statywu, na którym można zamontować smartfon, by odsunąć go od twarzy. Rynkowe dane sugerują, że szalona popularność takich akcesoriów już maleje, jednak wycieczkę azjatyckich turystów wciąż trudno sobie bez nich wyobrazić. Według niedawnego sondażu przeprowadzonego w 20 krajach selfie sticks używa podczas wakacji połowa wypoczywających Chińczyków.

Selfie w galerii

Ciekawą próbą ogarnięcia wzrokiem mody na smartfonowe autoportrety był projekt Selfiecity. Grupa badaczy przeanalizowała 3200 selfie z pięciu miast: Bangkoku, Berlina, Moskwy, Nowego Jorku i Sao Paulo. Ustalili m.in. że znacząco więcej zdjęć robią sobie kobiety (od 55 proc. w Bangkoku po ponad 80 proc. w stolicy Rosji), że przekonanie, iż selfie to domena młodych, jest słuszne (średnia wieku autorów wynosiła grubo poniżej trzydziestki; choć, co zaskakujące, wśród osób po 30. roku życia na Instagramie częściej obecni są panowie) czy też że bardziej ekstremalne pozycje przy uwiecznianiu się smartfonem przyjmują panie (szczególnie w Sao Paulo).

Selfiecity odkryło również, że tak naprawdę robimy mniej selfie, niż się wydaje. Było nimi tylko od 3 do 5 proc. dostępnych w serwisach społecznościowych zdjęć, jakie przeanalizowali badacze.

Tyle że w skali globu daje to i tak niewyobrażalną liczbę obrazów. Na Instagramie jest ponad 292 mln zdjęć oznaczonych jako #selfie i prawie 314 mln jako #me. To prawdziwy ocean bliźniaczo do siebie podobnych fotografii. Wiele z nich z obowiązkowym „dzióbkiem" (panie) lub równie popularnymi zmrużonymi oczami (panowie, i to raczej ci z mlekiem pod wąsem). Popularny serwis DigitalRev TV przygotował swego czasu listę 25 banalnych motywów fotograficznych, których należy się wystrzegać. Na pierwszym miejscu wymienił... tak, oczywiście, selfie. Z komentarzem, że „nie trzeba już nic dodawać".

Czyżby zatem nie było tu mowy o sztuce? Nie jest to takie oczywiste. 30 marca słynna londyńska galeria Saatchi otwiera wystawę, na której prześledzi różne formy autoprezentacji. Ogłosiła przy okazji otwarty konkurs, w którym zachęca do przysyłania eksperymentalnych, innowacyjnych selfie popychających ten gatunek w „nowych, ekscytujących kierunkach". Nagrodą dla zdolnych i odważnych będzie możliwość zaprezentowania swojego zdjęcia na wystawie wśród dzieł gigantów sztuki, Velazqueza, van Gogha, Rembrandta, oraz selfie Baracka Obamy czy aktora Benedicta Cumberbatcha.

Już w 2014 r. wykonany smartfonem autoportret polskiej fotografki Klaudii Cechini trafił do prezentującego 200-letnią historię fotografii albumu renomowanego wydawnictwa Dorling Kindersley. Polkę nazywano nawet prekursorką artystycznego selfie. Ona sama godziła się z tym z oporami, przypominając, że swoje zdjęcia robiła, zanim pojawiło się coś takiego jak selfie. – Moje (selfie) jest przede wszystkim bardzo emocjonalne. To jest portret emocji, a nie dzióbek – mówiła w rozmowie z rmf24.pl.

Jej recepta na zdjęcie? „Przede wszystkim to powinno być prawdziwe. Na zasadzie: nic nie kamuflować, nie udawać, nie wstydzić się własnych słabości, pokazywać je".

Jak w plemieniu

Możemy wszakże bez ryzyka założyć, że w ogromnej większości ludzie nie robią selfie w poszukiwaniu wartości artystycznej. Jeśli nie o nią chodzi, to o co?

Choć wyniki badań na ten temat zapełniłyby grube tomy, warto tylko zasygnalizować, że potwierdzenie znajduje m.in. narzucająca się myśl, że częste „strzelanie sobie selfika" ma związek z narcyzmem. Przynajmniej w przypadku mężczyzn, o czym przekonują naukowcy z Instytutu Psychologii Uniwersytetu Wrocławskiego.

Wyniki badań, które opublikowali w 2015 r., nie pozwalały jednoznacznie stwierdzić, dlaczego narcystyczni panowie częściej umieszczali w sieci swe zdjęcia. – Możliwe, że duża liczba selfie publikowanych przez mężczyznę jest interpretowana jako oznaka jego statusu – pozytywnie, a w przypadku kobiety jako oznaka próżności – negatywnie – mówiła wówczas współautorka badania dr Anna Oleszkiewicz.

Badania potwierdzają też, że autorzy selfie mają zwykle nieco ponadprzeciętną skłonność do ekshibicjonizmu, charakteryzują ich teatralne zachowania, przesada w wyrażaniu uczuć, starania o zwrócenie na siebie uwagi.

W opublikowanym właśnie naukowym artykule Maciej Karwowski z Akademii Pedagogiki Specjalnej oraz Arkadiusz Brzeski wskazują, że skłonność do selfie nie musi być związana z cechami osobowości, ale raczej z sytuacjami, wydarzeniami w naszym życiu, którymi chcemy podzielić się z bliskimi lub znajomymi. „Selfowanie" wśród ankietowanych przez badaczy przypadało raczej na weekendy, gdy więcej czasu spędza się na Facebooku. Ponadto więcej zdjęć wrzucali do sieci ci, którzy podejmowali twórczą aktywność: malowali, blogowali czy też komponowali muzykę.

Zdjęcie? Co ty powiesz?

Selfie na Facebooku czy Instagramie może też być sposobem na kontrolowanie tego, jak widzą nas inni. Prof. Mark R. Leary, psycholog z amerykańskiego Uniwersytetu Duke, zauważył, że „poprzez ubrania, które się nosi, wyraz twarzy, przebywanie w konkretnym miejscu, styl zdjęcia ludzie przekazują swój wizerunek na użytek publiczny, prawdopodobnie taki, jaki w ich mniemaniu spotka się z pozytywnymi reakcjami".

To kontrolowanie swojego wizerunku, tak oczywiste dla celebrytów, gwiazd kina czy sportu, w przypadku zwykłych śmiertelników nie musi być uświadomione. Tu zmierzamy w stronę kolejnej z wielu hipotez dotyczących tego, dlaczego robimy selfie i dzielimy się nimi w sieci. Zdaniem Paula Frosha, wykładowcy komunikacji i dziennikarstwa z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie, zdjęcia ze smartfonów niekoniecznie przenoszą treści, lecz służą współczesnemu społeczeństwu do podtrzymania kontaktu, konwersacji, jak padające w rozmowie „hm", „aha", „co ty powiesz".

Jeśli ma rację, służą zatem tzw. komunikacji fatycznej, który to termin ukuł polski badacz wspólnot plemiennych Bronisław Malinowski. Selfie wrzucamy do sieci, choćby w odstępach kilkudniowych, by dać znać, że „wciąż tu jesteśmy", i otrzymać odpowiedź (w postaci lajka czy rutynowego komentarza w stylu „ale cudne!" lub „śliczne!"), które ten kontakt podtrzymuje. Nie jest zatem ważne, czy selfie jest dobrym zdjęciem, porządnie skadrowanym i naświetlonym ani że jest na nim po raz nie wiadomo który tak dobrze znana nam twarz kolegi, kuzyna albo dziewczyny.

Zamiast hasła

Wydaje się jednak, że zdjęcia, które niosą przecież konkretną informację – wygląd twarzy ich autorów – wychodzą coraz bardziej poza ramy komunikacji fatycznej. – Spotkałem się z sytuacją, w której kandydaci do pracy zostali poproszeni e-mailem o swoje najnowsze selfie. Wygrywali ci, którzy przysłali wykonane już po otrzymaniu e-maila, a przy tym zrobili to najszybciej – opowiadał mi jeden z polskich wykładowców akademickich. Jego zdaniem selfie będzie coraz częściej stosowane m.in. do dokumentowania zdarzeń z udziałem ich autorów, co może być np. potwierdzeniem uczestnictwa w projektach uczniowskich lub studenckich.

Czy wkrótce będziemy się masowo podpisywać selfie? To bardzo prawdopodobne. Dla komputera identyfikacja osoby na podstawie zdjęcia to bułka z masłem. Firma Mastercard ogłosiła w październiku ubiegłego roku, że wprowadzona przezeń „nowa aplikacja biometryczna do zakupów online eliminuje konieczność zapamiętywania haseł". „Zamiast wpisywania hasła posiadacz karty potwierdza swoją tożsamość za pomocą skanera odcisków palców na smartfonie lub technologii rozpoznawania twarzy przez zrobienie sobie zdjęcia typu selfie" – tłumaczono w firmowym komunikacie.

A więc witajcie w nowych czasach! Płacąc za zakupy w sieci, starając się o pracę czy dokumentując wykonanie zadania, wkrótce będziemy musieli sfotografować się smartfonem. Ale już teraz uczmy się od Kim Kardashian, jak zrobić to perfekcyjnie.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Najpierw upewniamy się, że pada na nas ładne światło – oślepieni lampą błyskową na pewno nie wypadniemy dobrze. Następnie przyciągamy lekko brodę do klatki piersiowej, a smartfon w wyciągniętej ręce unosimy nieco ponad głowę. Pora na odpowiednie wydęcie ust, tak by ułożyły się w „dzióbek". Gotowi? Robimy zdjęcie.

Jeszcze je przycinamy (smartfony mają wgrane odpowiednie do tego oprogramowanie), usuwając wszystko to, co nam się nie podoba – ramiączko od stanika, pieprzyk na skórze, cokolwiek. Następnie ściągamy program do edycji zdjęć, który pozwoli nam nałożyć wirtualny makijaż. Et voila! Zrobiliśmy perfekcyjne selfie według przepisu samej Kim Kardashian (sporządzonego na stronie Marieclaire.com na podstawie jej wypowiedzi).

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Upadek kraju cedrów
Plus Minus
Jan Maciejewski: Granica milczenia