Nawet ja, tak niby krytyczna wobec tego procederu, zamiast napisać – jak zrobiłabym to 20 lat temu: „Kochana Anitko, tak strasznie się ucieszyłam, że zostałaś babcią, i to dwojga dzieci naraz. Mam nadzieję, że..., życzę wam... i tak dalej" – radośnie nacisnęłam lajka z poczuciem dobrze wykonanego zadania.
Kiedyś – w czasach PRL – pisanie listów publicznych było niezwykłym i rzadkim wydarzeniem. Na przykład w 1964 roku (14 marca zresztą) 34 polskich intelektualistów – naprawdę najwybitniejszych – podpisało uprzejmy dwuzdaniowy list do premiera Józefa Cyrankiewicza, w którym domagało się „zmiany polskiej polityki kulturalnej w duchu praw zagwarantowanych przez konstytucję państwa polskiego i zgodnych z dobrem narodu". Trudno sobie dziś wyobrazić, co się potem działo. Sygnatariusze zostali napiętnowani, ukarani zakazem druku i wyjazdów zagranicznych, kilka osób, w tym Jan Józef Lipski, zostało zatrzymanych. Niektórzy sygnatariusze podpisali kolejny list, w którym tłumaczyli, że Radio Wolna Europa niecnie wykorzystało ich list, a dodatkowych 600 „polskich literatów" podpisało kontrlist przeciw „uprawianej na łamach prasy zachodniej oraz na falach dywersyjnej rozgłośni radiowej Wolna Europa zorganizowanej kampanii oczerniającej Polskę Ludową".
Marzec 1968 roku wywołał, poza manifestacjami i strajkami, również falę listów, ale do historii – jako bardzo ważne dla tworzenia się świadomości opozycyjnej – przeszły: list z 1973 roku przeciwko karze śmierci dla Jerzego Kowalczyka; list z 1974 roku w sprawie Polaków w ZSRS; List 59 z 1975 roku przeciwko zmianom w konstytucji; List 14 z 1976 roku „przeciwko drastycznym represjom stosowanym wobec uczestników wydarzeń czerwca 1976".
Listy te były głęboko przemyślane, świetnie napisane, a sygnatariusze byli bardzo starannie dobierani. Ludzie jak zawsze są różni: jedni pchali się do podpisywania wszystkiego, inni za nic nie chcieli podpisywać. Najsłynniejszy z nich – List 59 – pisali wspólnie, w co trudno dziś niektórym uwierzyć, Jan Olszewski, Jacek Kuroń i Jakub Karpiński.
Kilka tygodni temu odrodziła się w Polsce tradycja rozsyłania listów. Piszą wszyscy do wszystkich o wszystkim: za, przeciw, żądamy, nie chcemy, nie pozwolimy, dać, zabrać itd. Wystarczy jednak przeczytać kilka słów, by wiedzieć, czy list jest za czy przeciw PiS lub za czy przeciw „Gazecie Wyborczej" (wygląda na to, że inne partie istnieją jedynie w formie szczątkowej i tylko „GW", jak kiedyś „Iskra", jest spiritus movens opozycji).