„Nowy autorytaryzm”. Czy Gdula trafi do umysłów elity

Polscy badacze uprawiają tym ostrzejszą publicystykę, im mniej danych posiadają na poparcie swoich tez.

Publikacja: 08.02.2018 23:00

„Nowy autorytaryzm”. Czy Gdula trafi do umysłów elity

Foto: Plus Minus

Książka „Nowy autorytaryzm" Macieja Gduli to chlubne odstępstwo od tej reguły. Oczekujący nowej jakości w życiu publicznym czytelnik powinien trzymać kciuki, żeby to syntetyczne opracowanie raportu „Dobra zmiana w Miastku. Neoautorytaryzm w polskiej polityce z perspektywy małego miasta" trafiło nie tylko do lewicowego odbiorcy, do którego adresuje swoją książkę Gdula, ale i do całej zamkniętej we własnej bańce salonowej elity.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że liberalne elity obraziły się na Polaków. Pomimo kryzysów, w jakie wpadała partia rządząca, ci dalej obdarzają ją sondażowym poparciem. Polakom dostaje się za to rykoszetem; obrywają za rzekomo tajoną ksenofobię i skrajny nacjonalizm. Gdula przestrzega, że takie podejście do niczego nie prowadzi. Bez zrozumienia, jacy Polacy są, a przede wszystkim – jacy chcieliby być, politycy nigdy nie sformułują dla nich atrakcyjnej oferty. Aby się więc dowiedzieć, skąd wzięło się zwycięstwo PiS w wyborach 2015 roku, Maciej Gdula postanowił przebadać jedno z mazowieckich miasteczek, gdzie poparcie dla tej partii wyniosło w wyborach niemal 50 procent.

Gdula zwycięstwo PiS upatruje w sile jego opowieści. Do wygranej doprowadziło partię objęcie funkcji rzecznika upokorzonej klasy średniej oraz klasy ludowej, postrzegającej się jako niemieszcząca się w opowieści o Polsce poprzedniej władzy. Partia rządząca jest w tej wizji beneficjentem budzącego się w klasie średniej przekonania, że mimo usilnej próby odróżnienia się od klasy ludowej niespodziewanie dla niej to klasa wyższa zostawia ją daleko w tyle. Gdula obala tym samym tezę, że PiS jest partią populistyczną. Jako taka skupiałby się wyłącznie na potrzebach najniżej klasy, podczas gdy w rzeczywistości jest zupełnie inaczej. Część tez wysuniętych przez socjologia nie byłaby możliwa do zdefiniowania, gdyby nie przywrócenie przez niego pojęcia klas społecznych.

W książce skupia się Gdula jednak nie tylko na przyczynach zwycięstwa PiS, ale też na formie sprawowania władzy. Socjolog wprowadza pojęcie neoautorytaryzmu oznaczające prowadzenie polityki reprezentującej interesy przedstawicieli różnych klas. Wśród obietnic będą więc rozliczenie establishmentu, stworzenie silnej i podmiotowej wspólnoty narodowej. Dzięki takiemu stylowi sprawowania rządów PiS może jeszcze długo utrzymywać swoje poparcie. Wprowadzone przez Gdulę pojęcie, chociaż kojarzy się z systemem niedemokratycznym, jak pisze sam socjolog: „mieści się w ramach paradygmatu demokratycznego, kładąc nacisk na uczestnictwo wyborcze, dawanie głosu zwykłym ludziom i niezależność państwa narodowego". Autor tłumaczy politykom, że wykluczona z życia politycznego duża część społeczeństwa jest na tyle głodna politycznej sprawczości, że tylko zaproponowanie jej innego rodzaju wpływu na bieg wydarzeń będzie konkurencyjne dla oferty partii rządzącej. Dla Gduli papierkiem lakmusowym jest ustawa zwana lex Szyszko, pozwalająca dokonać wycinki drzew na własnej posesji. Uważa on, że było to realne oddanie namiastki władzy w ręce zwykłych ludzi.

Gdula nie ukrywa swoich preferencji politycznych, adresując książkę przede wszystkim do ruchów lewicowych. Przypuszcza publicystyczny atak na Prawo i Sprawiedliwość, widząc w każdej dokonywanej zmianie cyniczną grę z wyborcą i walkę o władzę, a jednocześnie popada w nieco idylliczną wizję demokratycznej i wrażliwej lewicy. Nie wpływa to jednak na fakt, że w opracowaniu jego badań znajdziemy tezy, dzięki którym możemy dyskutować o polskiej polityce na zupełnie innym niż dotychczas poziomie. ©?

Maciej Gdula, „Nowy autorytaryzm", „Krytyka Polityczna"

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Książka „Nowy autorytaryzm" Macieja Gduli to chlubne odstępstwo od tej reguły. Oczekujący nowej jakości w życiu publicznym czytelnik powinien trzymać kciuki, żeby to syntetyczne opracowanie raportu „Dobra zmiana w Miastku. Neoautorytaryzm w polskiej polityce z perspektywy małego miasta" trafiło nie tylko do lewicowego odbiorcy, do którego adresuje swoją książkę Gdula, ale i do całej zamkniętej we własnej bańce salonowej elity.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że liberalne elity obraziły się na Polaków. Pomimo kryzysów, w jakie wpadała partia rządząca, ci dalej obdarzają ją sondażowym poparciem. Polakom dostaje się za to rykoszetem; obrywają za rzekomo tajoną ksenofobię i skrajny nacjonalizm. Gdula przestrzega, że takie podejście do niczego nie prowadzi. Bez zrozumienia, jacy Polacy są, a przede wszystkim – jacy chcieliby być, politycy nigdy nie sformułują dla nich atrakcyjnej oferty. Aby się więc dowiedzieć, skąd wzięło się zwycięstwo PiS w wyborach 2015 roku, Maciej Gdula postanowił przebadać jedno z mazowieckich miasteczek, gdzie poparcie dla tej partii wyniosło w wyborach niemal 50 procent.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Walka o szafranowy elektorat
Plus Minus
„Czerwone niebo”: Gdy zbliża się pożar
Plus Minus
Dzieci komunistycznego reżimu
Plus Minus
„Śmiertelnie ciche miasto. Historie z Wuhan”: Miasto jak z filmu science fiction
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Irena Lasota: Rządzący nad Wisłą są niekonsekwentnymi optymistami