Dywizje słoni, szturmy psów: zwierzęta pod bronią

Bywają szpiegami, zwiadowcami, ogniomistrzami, mogą torpedować, wysadzać w powietrze, szerzyć panikę, podpalać, zmiatać z pola bitwy; ludzie nie potrafią toczyć swoich wojen bez udziału zwierząt.

Aktualizacja: 06.02.2016 23:01 Publikacja: 05.02.2016 00:00

Dywizje słoni, szturmy psów: zwierzęta pod bronią

Foto: GraphicaArtis/Getty Images/Gallo Images

Australijscy stróżowie prawa aresztowali niejakiego Sevdeta Besima, 19-letniego mieszkańca tego kraju o bliskowschodnich korzeniach, który planował dokonanie zamachu terrorystycznego na posterunek policji dla upamiętnienia bitwy o Gallipoli w Turcji, toczonej od kwietnia 1915 do stycznia 1916 roku; w założeniu ententy miała być początkiem operacji zdobycia Stambułu i wyeliminowania z I wojny światowej imperium osmańskiego. Straty obu stron wyniosły 131 tys. zabitych i 262 tys. rannych. Sevdet Besim planował powiększenie tych strat za pomocą kangurzycy z ładunkiem wybuchowym umieszczonym w torbie na jej brzuchu.

Czytaj także

Nie był w tym pomyśle oryginalny, idea wykorzystywania zwierząt w charakterze militarnym jest stara jak świat, co ma nawet odzwierciedlenie w słowotwórstwie – w dawnej polszczyźnie kozą nazywano rodzaj armatki. Konstanty Górski podaje w „Historyi artyleryi polskiej", że „działa kamienne, zwano także kotami, po niemiecku »Feuerkatze«, z których strzelano dawniej także kulami kamiennymi, a później pociskami dętymi, czyli granatami ognistymi".

 

„Przypatrz się temu każdy jak owo brzydka rzecz kiedy kto na koniu siedzi, wyciągnąwszy ku piersiom końskim nogi, a sam się dziwnie rozprościwszy, jakoby stawu w nim nie było. A zasie jako miło patrzeć na owego, który ani wyciągnie zbytnie nogi, ani jej nad miarę kurczy, ale ją, nic w rzeczy o jeździe swej nie myśląc, statecznie trzyma, sam soba zlekka, jako koń stąpi hyba, a siedzi bezpiecznie, jakoby też był pieszo" – zachwycał się Łukasz Górnicki w „Dworzaninie polskim" wydanym w 1566 roku. Cztery dekady później zachwycająco dosiadająca rumaków jazda polska i litewska odniosła jedno z najświetniejszych zwycięstw I Rzeczypospolitej, W 1605 roku 4-tysięczne wojska pod dowództwem hetmana Jana Karola Chodkiewicza (1040 piechoty, 2400 jazdy i siedem dział), głównie dzięki użyciu husarii, rozgromiły armię szwedzką pod dowództwem Karola Sudermańskiego (8500 piechoty, 2500 jazdy i 11 dział).

Ornitologia militarna

Błękitne hełmy, zwane także Siłami Pokojowymi ONZ, pod koniec stycznia wydobyły z opresji sępa, którego schwytano w Libanie i oskarżono o pełnienie misji szpiegowskiej na rzecz Izraela – oba kraje nie schodzą od lat z wojennej ścieżki. Sępa schwytali mieszkańcy libańskiej wioski Bint Jbeil. Po mediacji błękitnych hełmów obrączkowane ptaszysko powróciło do rezerwatu Gamla, gdzie przebywało, zanim przekroczyło (nie wiadomo gdzie) granicę. „Dzięki wysiłkom mediacyjnym sęp został dostarczony wieczorem 29 stycznia, w zadowalającym stanie zdrowia, mimo osłabienia i niewielkich urazów, do kibucu Rosh Hanikra, gdzie ponownie przekroczył granicę" – poinformowały władze Izraela.

W 2011 roku władze Arabii Saudyjskiej także były zaniepokojone, gdy siły bezpieczeństwa tego kraju schwytały sępa zaobrączkowanego przez ornitologów z Uniwersytetu Tel Awiwu, który wyposażony był w nadajnik podający automatycznie pozycję ptaka w ramach współrzędnych geograficznych, z dokładnością do 100 metrów.

Rzeczone sępy, niezależnie od tego, czy są winne czy niewinne, nie są pionierami w dziedzinie ornitologii militarnej. Dziedzinę tę wynaleźli niechcący starożytni Rzymianie, których najechali w 390 roku Galowie. Najeźdźcy ruszyli nocą na stolicę imperium, stromym zboczem wzgórza, licząc na to, że obrońcy nie będą się spodziewali napaści z tej strony. Przeliczyli się, ponieważ gęsi rezydujące na Wzgórzu Kapitolińskim, poświęcone bogini Junonie, zaniepokojone tajemniczymi ruchami zakłócającymi spokój nocy przeraźliwym gęganiem ostrzegły defensorów. W uznaniu zasług noszono je w lektykach podczas uroczystych procesji.

Wódz wikingów Harald, zanim został królem Norwegów Haraldem III Srogim (zmarł w 1066), wraz z pół tysiącem zbrojnych zaciągnął się w służbę Cesarstwa Bizantyjskiego i w tej służbie walczył w Italii, Afryce, na Sycylii, w Azji Mniejszej, na wyspach Morza Egejskiego. Oblegając jakieś miasto, miał w zwyczaju wyłapywać z niego gołębie, przywiązywał im do nóżek zapalone szczapy i puszczał wolno; ptaki w panice czym prędzej powracały do gniazd, wzniecając pożar – idealne preludium do zwycięskiego ataku.

Dan Jones, autor dzieła „The Plantagenets: The Kings Who Made England", opisuje pod rokiem 1267 poczynania szeryfa Essex oblegającego Londyn w czasie wojny domowej. Mury szturmowali jego ludzie, darli się na nie po drabinach, a zadźgawszy obrońcę, puszczali do twierdzy dźwiganego po drabinie koguta posmarowanego smołą, aby łatwiej podpalić mu pierze, co też czynili. Skutek – jak wyżej.

Pomysł z gołębiami twórczo rozwinięto w czasie II wojny – gołębi pocztowych używano do przenoszenia szyfrowanych rozkazów, podwieszano im pod brzuszkami małoobrazkowe aparaty, aby wykonywały zdjęcia nad terytorium wroga. Do unieszkodliwiania takich alianckich „dronów" Niemcy używali sokołów i jastrzębi.

Natomiast podczas I wojny do wykrywania trujących gazów w okopach służyły kanarki, bardzo mało odporne (padały jak muchy) na iperyt wywołujący na skórze pęcherze i trudno gojące się rany, porażenie dróg oddechowych i płuc.

Bicz boży na słonie

Skończonymi osłami są ludzie, którzy w 2004 roku w Iraku doczepili osłom pod brzuchami ładunki wybuchowe i popędzili je na amerykański posterunek. Pięć lat później podobny atak na placówkę brytyjską przeprowadzili talibowie. Historia walk palestyńsko-izraelskich zna również taką taktykę.

Ale ci bliskowschodni taktycy nie znają literatury i nie wiedzą, że niedościgniony wzór wojennego zwierzęcia pochodzi z ich regionu.

„Na to zadrżał Asesor, puścił z rąk kieliszek,
Utopił w Tadeuszu wzrok jak bazyliszek"
(Księga I „Pana Tadeusza", wersy 724 i 725).

Znajomość naszej epopei mogą sobie darować, ale nieznajomość opusu „Historia Alexandri Magni de proeliis" przynosi im ujmę. Opus opisuje wyprawę tego arcywodza na podbój Indii, wypadałoby, aby to znali, skoro parają się wojennym rzemiosłem. Bowiem w owym opus jest opis militarnego zwierzęcia, którego działania oni i im podobni od stuleci nieudolnie próbują naśladować:

„...zasię osmego dnia nadjechali bazyliszka barzo okrutnego, zastarzałego i niewymownie smrodliwego, który był takowego jadu, iż nie tylko smrodem swym, ale też i wzrokiem, jako nadalej mogł zajrzeć, powietrze zarażał. A tak gdy Macedonowie i Persowie miejsce ono, gdzie smok leżał, przechodzili, tylko od samego wzroku jego padali umarli".

Mimo wysiłków hodowców praktyków, a w ostatnich dekadach także naukowców genetyków, nie udało się doprowadzić do narodzin zwierzęcia choćby w części tylko zbliżonego osiągami do bazyliszka.

Ale próbowano. Rzymski historyk Pliniusz Starszy, autor „Historii naturalnej", opisuje w niej, w jaki sposób jego rodacy siali zamęt w szeregach wroga – pędzili do ich obozów świnie, te, wpadając z kwikiem, płoszyły zwierzęta bojowe, nie tylko konie, ale nawet słonie – jeśli był to obóz Kartagińczyków. Taktykę tę opisuje również inny rzymski historyk, Klaudiusz Elian, który w dziele „Natura Animalium" opowiada o oblężeniu Megary, miasta na wybrzeżu Morza Egejskiego, podczas którego obrońcy przepędzili napastujących ich Kartagińczyków, pognawszy na nich stado płonących żywym ogniem świń – płonęły, ponieważ wysmarowano je obficie oliwą. Żywe świńskie pochodnie przeraziły słonie Kartagińczyków, a te w panice stratowały własne oddziały.

W czasach dynastii Song (panowała w Chinach w latach 960–1279) podczas bitwy między rebeliantami i armią cesarską dowodzący nią Zhou Yu rozkazał przywiązać małpom wiechcie słomiane, podpalić i puścić je na buntowników. Najpierw spłonęły ich namioty, potem zetlała nadzieja na zwycięstwo.

Timur Wielki, znany także jako Tamerlan, panujący w latach 1370–1405, zdobywca większości Azji Środkowej, Iranu, Iraku i Zakaukazia, kazał przytraczać do wielbłądów worki wyładowane drewnem, sianem oraz sakiewkami z prochem i tak uzbrojone posyłał przeciw słoniom. Olbrzymy ogarnięte przerażeniem tratowały wszystko na swojej drodze, własne oddziały przede wszystkim. Dzięki tej taktyce Tamerlan podbił Indie.

Walka szczura z parowozem

Mijały stulecia, a wojskowych strategów i taktyków nie przestawała uwodzić idea zapalających, wybuchających zwierząt. SOE – Special Operation Executive – to brytyjska tajna agencja rządowa. W czasie II wojny jej zadaniem było między innymi prowadzenie dywersji, koordynacja działań politycznych i propagandowych, wspomaganie ruchu oporu w okupowanych państwach Europy. Otóż wizjonerzy z SOE pracowali nad projektem, w którym główną rolę miały odgrywać zdechłe szczury. Plan polegał na tym, aby faszerować je materiałem wybuchowym i łatwopalnym, podrzucać w pobliże pieców i urządzeń grzewczych nieprzyjaciela, na przykład do parowozów czy do ładowni z węglem na okrętach – palacz nieostrożnie wrzucałby na szufli węgla szczura do pieca, następowałby wybuch i okręt szedłby na dno, a parowóz wylatywałby w powietrze. Pod wpływem ciepła szczurze truchła miały eksplodować i szerzyć spustoszenie w sprzęcie i ludziach także w koszarach, na posterunkach, w burdelach wojskowych. Historycy wojskowości nie zapisali tego fortelu po stronie skutecznych taktyk.

Rzymianie nie zdobyli w 198 roku w Mezopotamii (dzisiejszy Irak) miasta Hatra, odstąpili od oblężenia po tym, gdy obrońcy zaczęli miotać na nich gliniane naczynia wypełnione skorpionami i jadowitymi pająkami.

Flota kartagińska wykorzystywała jadowite węże jako amunicję podczas bitew morskich, na wraże okręty wrzucano gliniane dzbanki wypełnione jadowitą gadziną, szerszeniami i pszczołami.

Sowieccy teoretycy wojny wpadli na początku lat 30. XX wieku na pomysł wykorzystania psów jako broni. Psy przeciwpancerne biegały z uprzężą zawierającą materiał wybuchowy. Tresowano je w taki sposób, aby wbiegały pod pojazdy gąsienicowe, zwłaszcza czołgi. Morzono je głodem przez kilka dni, a następnie umieszczano pokarm pod pojazdami gąsienicowymi stojącymi z włączonymi silnikami. Głodne psy wchodziły pod nie, by wyciągnąć pokarm. Gdy pies wchodził pod czołg, łamał przymocowaną do jego grzbietu antenę, co powodowało włączenie zapalnika, który detonując materiał wybuchowy, wysadzał w powietrze psa i niszczył pojazd gąsienicowy. Jednak był to pojazd sowiecki, ponieważ praktycznie niemożliwe było odtworzenie bardzo ważnego dla psów zapachu czołgów nieprzyjaciela ze względu na stosowanie przez Niemców innego paliwa, smarów, farb itd., przez co czołgi niemieckie były dla psów obce zapachowo.

Amerykanie nie widzą psów na polu walki, natomiast delfiny – tak. Tresowanie delfinów, fok i morsów w celach militarnych odbywa się w Stanach Zjednoczonych od pół wieku. Zwierzęta te wykorzystywane są do echolokacji, jako tak zwane żywe sonary wykrywają miny, torpedy i wszelkie podejrzane obiekty, z okrętami podwodnymi włącznie.

Natomiast według BBC – głównego brytyjskiego publicznego nadawcy radiowo-telewizyjnego, największej tego rodzaju instytucji na świecie, w dużym stopniu wiarygodnej – bardziej konkretne zastosowanie dla delfinów znalazła armia irańska, która szkoli je po to, aby były żywymi torpedami.

Idea wiecznie żywa

Współczesna armia rosyjska nie korzysta już z pomocy kynologów, ufność pokłada w technice, ale całkiem ze zwierząt zrezygnować nie zamierza, bo nie może. Żołnierze Samodzielnej Brygady Zmotoryzowanej rosyjskiej Floty Północnej stacjonującej w podbiegunowej bazie Alakurtti w obwodzie murmańskim ćwiczą w pobliżu jeziora Lowoziero transport broni i zaopatrzenia przy użyciu reniferów. Rosjanie wykorzystywali renifery już podczas II wojny światowej, zwierzęta transportowały rannych, a nawet brały udział w ataku na niemieckie lotnisko w 1942 roku.

Kiedy skończy się wykorzystywanie zwierząt do celów militarnych? Kiedy ludzie przestaną wciągać je – niczego nieświadome – w swoje jak najgorsze sprawy? Chyba nieprędko. Co prawda jest to proceder wstydliwy, skoro wykorzystywanie zwierząt w US Army, podczas wojny w Wietnamie i w Iraku, było utajnione aż do połowy lat 90., a ponadto Pentagon zapowiada zaprzestanie „brania zwierząt w kamasze" od roku 2017, ale czy generałom i admirałom można wierzyć?

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Australijscy stróżowie prawa aresztowali niejakiego Sevdeta Besima, 19-letniego mieszkańca tego kraju o bliskowschodnich korzeniach, który planował dokonanie zamachu terrorystycznego na posterunek policji dla upamiętnienia bitwy o Gallipoli w Turcji, toczonej od kwietnia 1915 do stycznia 1916 roku; w założeniu ententy miała być początkiem operacji zdobycia Stambułu i wyeliminowania z I wojny światowej imperium osmańskiego. Straty obu stron wyniosły 131 tys. zabitych i 262 tys. rannych. Sevdet Besim planował powiększenie tych strat za pomocą kangurzycy z ładunkiem wybuchowym umieszczonym w torbie na jej brzuchu.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Polexit albo śmierć
Plus Minus
Menedżerowie są zmęczeni
Plus Minus
Konrad Szymański: Cztery bomby tykają pod członkostwem Polski w UE
Plus Minus
„Fallout”: Kolejna udana serialowa adaptacja gry po „The Last of Us”
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Kaczyński. Demiurg polityki i strażnik partyjnego żłobu