Rosja chce chaosu

Mam swoiste lojalności i niekoniecznie oczywistą skalę wartości.

Aktualizacja: 28.01.2017 22:15 Publikacja: 26.01.2017 19:00

Rosja chce chaosu

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

Chociaż więc popieram obecność armii amerykańskiej na terenie Polski, to jeśli dojdzie do jakiegokolwiek aktu przemocy wobec żołnierza amerykańskiego, z powodu jego koloru skóry czy przynależności do innej religii czy kultury, będę za wycofaniem tejże armii z Polski. Piszę to raczej z przekory i w nadziei, że do niczego takiego nie dojdzie, bo żołnierze amerykańscy w Polsce są dobrym straszakiem na Rosję, lepszym niż Obrona Terytorialna.

W obecnej sytuacji politycznej, zwłaszcza od 20 stycznia, czyli zaprzysiężenia prezydenta Trumpa, nic nie jest oczywiste, więc i Obrona Terytorialna może się jeszcze przydać. W okresie największego napięcia w czasach zimnej wojny, gdy istniało niebezpieczeństwo, że Związek Sowiecki może zaatakować Turcję, będącą członkiem NATO, Stany Zjednoczone rozmieściły na granicy sowiecko-tureckiej trzy tysiące żołnierzy. Oczywiste było, że ani ci żołnierze, ani armia turecka nie będą w stanie powstrzymać inwazji sowieckiej, ale było też oczywiste, że ryzyko zabicia choćby jednego amerykańskiego żołnierza odstręcza potencjalnych agresorów.

Artykuł piąty traktatu mówi, że atak na któregoś z członków NATO powinien być uznany przez pozostałe państwa członkowskie za atak na nie same. Jak dotąd artykuł ten został przywołany tylko raz, po 11 września 2001 roku, gdy USA wezwały państwa członkowskie do wspólnej akcji przeciw Afganistanowi. Tam bowiem przebywał Osama bin Laden, wódz terrorystów którzy zaatakowali Nowy Jork i Waszyngton. Z perspektywy czasu można uznać, że równie dobrze można było zaatakować Arabię Saudyjską skąd pochodził bin Laden i większość terrorystów. Tyle że jest ona jednak wojskowym i gospodarczym partnerem Zachodu.

Artykuł piąty powstał prawie 70 lat temu, gdy członków NATO było 12, z których tylko jeden – USA, miał możliwość realizowania polityki sformułowanej wówczas lakonicznie jako „powstrzymać Związek Sowiecki i utrzymać Niemcy w ryzach". Artykuł ten, w intencji jego autorów, miał umożliwić USA podjęcie działań, gdyby ZSSR zaatakował któregoś z europejskich sojuszników. Nikt się nie spodziewał, że to Stany Zjednoczone będą same kiedyś potrzebowały pomocy. Dziś NATO składa się z 28 państw, a dodatkowe 22 państwa należą do natowskiego Partnerstwa dla Pokoju – swego rodzaju fikcji, gdyż należy do niej również Rosja oraz dwa państwa, na które napadła: Gruzja i Ukraina.

Wciąż nie wiadomo, jak będzie wyglądała polityka międzynarodowa Donalda Trumpa. Nie należy więc wpadać w zbytni optymizm po publicznych oświadczeniach, nawet jeśli deklaracje o przyjaźni wobec Polski składają znajomi prezydenta USA czy znajomi jego znajomych. Nie tylko polityka USA jest niewiadomą, również inni członkowie NATO nie są zbyt skorzy do deklarowania chęci obrony swoich sojuszników. Jesteśmy w okresie izolacjonizmu, pacyfizmu i oddawaniu Rosji Putina pierwszeństwa w prowadzeniu polityki międzynarodowej. Świadczy o tym zgoda na to, by Rosja bezkarnie dyrygowała ludobójczą wojną w Syrii, zgoda na zajęcie Krymu i „dziwną wojnę" na wschodzie Ukrainy. Nie ma przypadku w historii Rosji i Związku Sowieckiego, by to imperium samo zrezygnowało ze swoich aspiracji, a niemrawe sankcje są za słabe, by je zniechęcić do ekspansywnej polityki.

Dziś aspiracje Moskwy chyba najbardziej zagrażają Turcji i państwom bałtyckim. Tak jak z Ukrainą i Gruzją, Rosji wystarczy zajęcie jakiegoś strategicznego, nawet niewielkiego, obszaru któregoś z państw NATO i przyglądać się, jak traktat północnoatlantycki rozpada się z niechęci do ginięcia za terytorialną integralność Estonii czy Turcji. Bardziej jednak niż na zagarnięciu jakiegoś skrawka ziemi Rosji zależy na wprowadzeniu chaosu i niepewności. Nie wiadomo, czy rzeczywiście Moskwa chciała, by Donald Trump został prezydentem, ale na pewno zrobiła wszystko, by po wyborach ludzie byli o tym przekonani.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Chociaż więc popieram obecność armii amerykańskiej na terenie Polski, to jeśli dojdzie do jakiegokolwiek aktu przemocy wobec żołnierza amerykańskiego, z powodu jego koloru skóry czy przynależności do innej religii czy kultury, będę za wycofaniem tejże armii z Polski. Piszę to raczej z przekory i w nadziei, że do niczego takiego nie dojdzie, bo żołnierze amerykańscy w Polsce są dobrym straszakiem na Rosję, lepszym niż Obrona Terytorialna.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Walka o szafranowy elektorat
Plus Minus
„Czerwone niebo”: Gdy zbliża się pożar
Plus Minus
Dzieci komunistycznego reżimu
Plus Minus
„Śmiertelnie ciche miasto. Historie z Wuhan”: Miasto jak z filmu science fiction
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Irena Lasota: Rządzący nad Wisłą są niekonsekwentnymi optymistami