Havel, wybitny intelektualista, dramaturg, przez dużą część swojego życia samotnik. W konflikcie z systemem, zanim jeszcze zaczęła się praska wiosna. Autor listów, wystąpień, więzień polityczny. Postać wyjątkowa i symboliczna na długo, zanim dał się wybrać na prezydenta Republiki Czechosłowackiej.
I nasz Lech Wałęsa. Na czele tłumów. Robotnik, uczestnik strajków, działacz wolnych związków zawodowych. Zapewne przypadkowo wyniesiony na piedestał przez historię. Ale umiał sprostać tej roli. Wykazać się niebywałą inteligencją. Uwieść charyzmą. Porwać za sobą 10 milionów ludzi.
Wiem, jak bardzo zazdrościł mu tego wtedy Vaclav Havel. Jak mu było ciężko, że w przeciwieństwie do Wałęsy jedyna legitymacja, jaką posiadał, była legitymacją moralną. Pewnie wtedy, w 1981 roku, jej nie doceniał. Ale niespełna dekadę później docenili ją rodacy. Późną jesienią 1989 roku nie miał konkurenta do stanowiska prezydenta. Dla Czechów i Słowaków jasne było, że to właśnie Havel powinien stanąć na czele odnowionego państwa. Niedługo potem w tej samej roli na północ od czeskiej granicy dołączył do niego Lech Wałęsa. I jakże różne były to prezydentury!
Wtedy po raz pierwszy pozazdrościłem Czechom Havla. Światowy format byłego dysydenta jawnie kontrastował z przaśną prezydenturą lidera Solidarności. Im szybciej mijały lata, tym ta dramatyczna różnica stawała się czytelniejsza. Tak jak Havlowi udawało się uwieść swój naród, tak Lech Wałęsa systematycznie tracił miłość i szacunek rodaków. I to wbrew logice polityki, wbrew ewidentnym sukcesom swojej prezydentury. Co się stało? Czyżby genetycznie nie był predestynowany do roli głowy państwa? A może to, co było jego zaletą w czasach zawieruchy, stało się obciążeniem w okresie pokoju?
Są setki teorii. Osobiście uważam, że zgubiło go permanentne nieuctwo. Brak predyspozycji intelektualnych, których Havel miał w nadmiarze. Nieuctwo wyzwoliło arogancję, a ta skutkowała brakiem szacunku do ludzi, negatywnymi wyborami, butą i rozbijaniem kolejnych wiernych mu ekip. Klęski w kolejnych wyborach niczego go nie nauczyły. Mimo że pozostaje polską legendą, nawet najbardziej zagorzali wielbiciele rozgraniczają czasy jego bezdyskusyjnej wielkości i mizernej roli po odzyskaniu niepodległości.