Korespondencja z Pjongczangu
Igrzyska już trwają, choć oficjalna uroczystość zacznie się w piątek w samo południe czasu polskiego. Trwają przede wszystkim dlatego, że jest ruch na skoczni.
Kwalifikacje w Alpensia Ski Center przebiegły wedle znanego od tygodni wzorca. Mocni pozostali mocni, polska czwórka nie wyłamała się ze swej roli. Kamil Stoch drugi, Dawid Kubacki trzeci, Stefan Hula dziewiąty, Maciej Kot 11. – wszyscy z uśmiechem zrobili swoje i mogli z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku wracać do wioski olimpijskiej.
Emocji w sensie ścisłym wiele nie było – frekwencja na igrzyskach nie jest duża, czasy Eddiego „Orła" Edwardsa należą do przeszłości, kryteria nie dopuszczają już takich hobbystów. Wystartowało 57 skoczków, odpadło siedmiu, dwóch Czechów, dwóch Estończyków, Kazach, Turek i jedyny Koreańczyk, na pocieszenie przepytywany przez chmarę lokalnych dziennikarzy jak nigdy w życiu.
Mogły się komuś wydać zaskakująco szare próby Norwegów (najlepszy Daniel Andre Tande, dopiero ósmy), intrygująca dziesiąta lokata Szwajcara Simona Ammanna, także 12. Jewgienija Klimowa z OAR (Olympic Athletes from Russia – to nazwa Rosji na tych igrzyskach), ale dla większości skoczków, także prowadzonych przez Stefana Horngachera, ważne będą dopiero wydarzenia w sobotę.