„Chłopaki, to Tottenham". To zdanie Alexa Fergusona, opisane przez Roya Keane'a w autobiografii, weszło do historii angielskiej piłki. Ponoć to była cała odprawa legendarnego trenera przed meczem Manchesteru United z Kogutami. Jak silny Tottenham by się wydawał, zawsze na koniec był „tylko Tottenhamem" – klubem z ambicjami, ale pechowym i z niewytłumaczalnym genem autodestrukcji.
Dwukrotnie zdobył mistrzostwo (1951 i 1961), osiem razy Puchar Anglii (ostatnio w 1991 roku), dwukrotnie wygrywał Puchar UEFA, zdobył Puchar Zdobywców Pucharów. Nie był jednak nigdy najlepszym klubem nie tylko w Londynie, ale nawet w jego północnej części, gdzie 7 km od White Hart Lane stał przez lata stadion Arsenalu – Highbury.
Dopiero zatrudnienie trenera Mauricio Pochettino powoli sprawia, że powiedzenie: „chłopaki, to Tottenham", zaczyna znaczyć co innego.
Argentyńczyk był niezłym środkowym obrońcą – reprezentantem kraju, w Europie większą część kariery spędził w Espanyolu Barcelona (dziewięć lat), ale występował też w PSG czy Bordeaux. Karierę jako trener rozpoczął od ratowania przed spadkiem właśnie Espanyolu. Uznano, że człowiekowi tak związanemu z klubem kibice wybaczą nawet spadek, dlatego postawiono na 36-latka.
Klub z Barcelony skończył sezon na dziesiątym miejscu, a po trzech latach Pochettino dostał angaż na Wyspach i objął Southampton. Po jednym sezonie atrakcyjnego futbolu, sensacyjnych zwycięstw m.in. nad Manchesterem United i to na Old Trafford, został trenerem Tottenhamu. Nigdy nie ukrywał, że jego wzorem był Marcelo Bielsa. El Loco w ojczyźnie ma status trenera kultowego, podobnie jak Cesar Luis Menotti (mistrzostwo świata 1978) i Carlos Bilardo (tytuł z Argentyną w 1986).