Trener reprezentacji Anglii Sam Allardyce stracił stanowisko

Selekcjoner zgodził się za pieniądze pomóc ominąć przepisy transferowe.

Aktualizacja: 27.09.2016 21:15 Publikacja: 27.09.2016 21:05

Sam Allardyce prowadził reprezentację Anglii w jednym meczu. Następnego może już nie być

Sam Allardyce prowadził reprezentację Anglii w jednym meczu. Następnego może już nie być

Foto: AFP

Sam Allardyce od 68 dni był selekcjonerem reprezentacji Anglii i jego licznik nie dobił do setki. Trener, który już w przeszłości był uwikłany w niejasne gry menedżerów i agentów piłkarskich (oskarżano go o przyjmowanie łapówek), został nagrany przez dziennikarzy „Telegraph", gdy oferował swoje usługi przy obchodzeniu przepisów transferowych.

Selekcjoner spotkał się z nieznajomymi „biznesmenami", w rzeczywistości z reporterami śledczymi „Telegraph", i zgodził się pomóc swoim nowym znajomym obejść przepisy dotyczące tzw. third party ownership.

Od 1 maja 2015 roku FIFA zakazała udziału w transferach osób trzecich. Wcześniej było to szeroko stosowaną praktyką. Agencje menedżerskie, firmy, fundusze inwestycyjne, osoby prywatne skupowały część praw do zawodnika i zarabiały przy jego transferze.

FIFA nazwała takie działanie „niewolnictwem XXI wieku". W przypadku tego procederu piłkarz miał coraz mniej do powiedzenia, gdyż osoba lub firma, która wyłożyła na część jego praw pieniądze, domagała się zwrotu inwestycji, naciskając na transfer lub wymuszając go. I chociaż oficjalnie „third party ownership" zostało zakazane, tajemnicą poliszynela jest, że wciąż w świecie futbolu ma się dobrze.

Allardyce zapewnił swoich rozmówców, że pomoże im obejść przepisy, bo wie, jak to się robi. Jako przykład podał transfer Ennera Valencii, którego sprowadził do West Hamu, gdy był tam trenerem, mimo iż część praw do reprezentanta Ekwadoru posiadała firma zewnętrzna. Za swoje doradztwo Big Sam – jak nazywany jest przez angielskie media – chciał dostać 400 tysięcy funtów. By te pieniądze mogły zostać legalnie zaksięgowane, zgodził się na dwa wykłady (na temat zarządzania ludźmi i motywacji) w Hongkongu i Singapurze.

Większość kibiców i dziennikarzy domagała się natychmiastowego zwolnienia Allardyce'a. Tak po prawdzie wystarczającym argumentem jest sam fakt, że selekcjoner reprezentacji Anglii był na tyle nieroztropny, by z nieznajomymi osobami dyskutować w hotelowych kawiarniach o omijaniu przepisów federacji. Tej samej, która go zatrudnia i co roku przelewa na jego konto 3 miliony funtów.

Dni Allardyce'a wydają się policzone, mimo iż bezpośrednio – poza oczywiście naruszeniem wizerunku – wszelkie ustalenia, które poczynił z tajemniczymi biznesmenami, a tak naprawdę reporterami „Telegraph" nagrywającymi jego wynurzenia ukrytą kamerą, nie uderzają w drużynę, którą prowadzi. Chociaż oczywiście natychmiast rozpoczęła się debata na temat jego wyborów personalnych. Na forach można znaleźć oskarżenie, że Ross Barkley z Evertonu nie dostał powołania, gdyż Wielki Sam jest w konflikcie z jego menedżerem.

Brytyjska gazeta informuje, że wątek Allardyce'a to tylko niewielka część śledztwa (chociaż bardziej odpowiednim słowem jest „prowokacja"), które dziennikarze prowadzą od dziesięciu miesięcy. „Telegraph" twierdzi, że w następnych odcinkach pokaże skalę korupcji w angielskim futbolu. Tymczasem po publikacji nagrania i stenogramów wszyscy rzucili się na smakowite kąski plotkarsko-towarzyskie. Allardyce podczas rozmowy krytykuje swojego poprzednika Roya Hodgsona, jego asystenta Gary'ego Neville'a, samą federację nazywa „głupią", gdyż zamiast wybudować nowy stadion, pogrążyła się w długach, by za znacznie większą sumę wyremontować Wembley.

 

Sam Allardyce od 68 dni był selekcjonerem reprezentacji Anglii i jego licznik nie dobił do setki. Trener, który już w przeszłości był uwikłany w niejasne gry menedżerów i agentów piłkarskich (oskarżano go o przyjmowanie łapówek), został nagrany przez dziennikarzy „Telegraph", gdy oferował swoje usługi przy obchodzeniu przepisów transferowych.

Selekcjoner spotkał się z nieznajomymi „biznesmenami", w rzeczywistości z reporterami śledczymi „Telegraph", i zgodził się pomóc swoim nowym znajomym obejść przepisy dotyczące tzw. third party ownership.

Pozostało 83% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka nożna
Miał odejść, a jednak zostaje. Dlaczego Xavi nadal będzie trenerem Barcelony?
Piłka nożna
Polacy chcą zostać w Juventusie. Zieliński dołącza do mistrzów Włoch
Piłka nożna
Zinedine Zidane – poszukiwany, poszukujący
Piłka nożna
Pięciu polskich sędziów pojedzie na Euro 2024. Kto znalazł się na tej liście?
Piłka nożna
Inter Mediolan mistrzem Włoch. To będzie nowy klub Piotra Zielińskiego