Szukanie zabytków za pomocą wykrywaczy metali jest bardzo popularne. Od lat wojewódzcy konserwatorzy wymagają od poszukiwaczy pozwoleń. Ci uważają, że to bezprawie. Podjęli więc z nimi walkę. W piątek przed Naczelnym Sądem Administracyjnym przegrali.
Zasady to podstawa
Artur Trącik wystąpił o wymagane pozwolenie na poszukiwanie zabytków w Chwarszczanach w woj. zachodniopomorskim. Interesowały go pozostałości po wojnie siedmioletniej, przede wszystkim kule armatnie. Pozwolenie otrzymał na okres od 24 sierpnia do 31 grudnia 2012 r. Dla zasady odwołał się do ministra kultury i dziedzictwa narodowego, a potem do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie.
– Przez długie lata nie było żadnych przepisów, które wymagałyby pozwoleń – tłumaczy. – Dlatego postanowiłem walczyć, by udowodnić, że konserwatorzy oraz Ministerstwo Kultury łamali przepisy.
Chodzi o to, że powoływali się na art. 36 ust. 1 pkt 12 oraz 37 ustawy o ochronie zabytków (w brzmieniu sprzed 30 listopada 2015 r.). Zdaniem Artura Trącika pierwszy przepis nakładał obowiązek uzyskania pozwolenia tylko w odniesieniu do zabytków wpisanych do rejestru. Drugie uregulowanie zawiera delegację dla ministra kultury do określenia trybu wydania tych pozwoleń. Ani jednym słowem nie wspomina się w tym przepisie o pozwoleniach na ruchomości niewpisane do rejestru.
Poszukiwaczy wsparła przed sądem fundacja Thesaurus.