Rz: Słyszymy, że sytuacja w służbie zdrowia się poprawia, a ściągalność składki na NFZ rośnie. Po co Funduszowi 2 mld zł pożyczki?
Jakub Szulc: To pokłosie choćby buntu dyrektorów szpitali powiatowych. Po podniesieniu płacy minimalnej, która zwiększa koszty usług outsourcowanych, żądają oni podwyżek kontraktów. Trzeba pamiętać, że szpitale wypłacają obiecaną jeszcze przez ministra Zembalę podwyżkę dla pielęgniarek w wysokości 400 zł rocznie. Teoretycznie mogłyby zgłosić się do organu założycielskiego, jakim najczęściej jest samorząd, ale ten nie ma pieniędzy. NFZ musi podpisać umowy, bo inaczej nie zapewni na danym terenie opieki zdrowotnej.
Czy NFZ stać na pożyczkę?
Plan finansowy NFZ przewiduje w przyszłym roku wzrost nakładów o ok. 2 mld zł. Jeżeli na lecznictwo w szpitalach NFZ przeznacza 50 proc. środków, to może im zaproponować podwyżkę o miliard. Tyle że ten miliard nie pokryje wzrostu kosztów szpitali. Pożyczkę trzeba spłacić razem z odsetkami, a prognozy ekonomiczne nie są optymistyczne. Dynamika inwestycji w Polsce jest na gorszym poziomie niż w 2009 r., w środku kryzysu gospodarczego. Owszem, dziś mamy niskie bezrobocie i wzrastające wynagrodzenia, ale cały świat zwalnia, a my, przy obecnych obciążeniach, będziemy zwalniali w dwójnasób. Tymczasem beztrosko się zapożyczamy.
Ale przecież nakłady na ochronę zdrowia mają wzrosnąć do 6 proc. PKB?