Nawet jeśli zamiast samochodzików na baterie i lalek w krakowskich strojach pod choinkę trafiają drony i kolejne wersje Barbie, prezenty muszą być. W rezultacie co roku firmy doradcze i badawcze przebijają się do mediów z raportami, które najpierw podsumowują gwiazdkowe plany, a potem gwiazdkowe wydatki. Częścią świątecznej tradycji są też grudniowe zakupy w przepełnionych centrach handlowych, które uzupełnia teraz tęskne wyczekiwanie na kuriera z e-sklepu.

Co prawda prezenty można kupić wcześniej, ale to tylko teoria, skoro o świąteczną tradycję dbają handlowcy. Trzeba przyznać otwarcie – duża część świeckiej gwiazdkowej tradycji, na czele z jowialnym Mikołajem (już nie świętym), wykreowanym przed laty w reklamie Coca-Coli – jest efektem pracy specjalistów od sprzedaży i marketingu. Większość z nas ulega przedświątecznej gorączce zakupów, wzmacnianej przez gwiazdkowe promocje i reklamy z motywem „christmasów", czyli gwiazdkowych przebojów. I kupujemy. Nawet na kredyt, bo przecież święta są tylko raz w roku. Na tym nie koniec, bo handlowcy wykreowali też drugą część gwiazdkowo-noworocznej tradycji: wyprzedaże. Bez gorączki mocno reklamowanych przecen trudno byłoby zagonić do sklepów ludzi, których siły i portfele wydrenował już szał zakupów na święta.

Teraz już nawet nie trzeba nas specjalnie gonić – dla wielu osób wyszukiwanie na przełomie grudnia i stycznia okazji w e-sklepach i centrach handlowych jest tak naturalne jak choinka. Wiele osób właśnie wtedy uzupełnia zimową garderobę –polując na przecenę upatrzonych wcześniej produktów. Ten dreszcz emocji, gdy uda się kupić drogie markowe buty, płaszcz czy torebkę za połowę albo 40 proc. metkowej ceny, można chyba porównać z polowaniem na grubego zwierza. Tylko nie jestem do końca pewna, kto tu jest zwierzyną. ©?

„Polacy nigdy nie mają dosyć robienia zakupów" >B1