Sprawa nie jest prosta. Jeszcze w poniedziałek pisaliśmy na łamach „Rzeczpospolitej", że deweloperzy nie będą już stawiać na willowych osiedlach bloków, wykorzystując luki w przepisach. O tym, że taki prawniczy myk jest możliwy, przekonali się m.in. mieszkańcy Wesołej, dzielnicy Warszawy. Okazało się, że zamiast dwurodzinnych domków powstały budynki z czterema–sześcioma lokalami, bo prawo budowlane nie było spójne z geodezyjnym i kartograficznym.

Po 11 września luki już nie ma i jeśli deweloper dostał pozwolenie na dom z dwoma lokalami, to nie wyodrębni już czterech. Ustanowienie odrębnej własności musi być bowiem zgodne z miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego, a gdy go nie ma – np. z pozwoleniem na budowę czy użytkowanie. Urzędnik więc sprawdzi, czy taka prośba jest zgodna z wcześniejszymi decyzjami dotyczącymi inwestycji.

Żaden rządowy prawnik ani sejmowy legislator nie przewidział jednak, że wiele mieszkań nie ma ustanowionej odrębnej własności. A bez tego nie można ich sprzedać. By lokal zbyć, najpierw trzeba dokonać takiego wyodrębnienia. Tylko jak, skoro planów było kilka i nie wiadomo, który stosować, a w archiwach nie ma już śladu po pozwoleniach? Na jakiej podstawie ustalić, że mieszkanie w kamienicy, które chcemy sprzedać, jest samodzielne?

Rzetelny notariusz odmówi sporządzenia aktu, bo naruszenie nowego przepisu może skutkować nieważnością umowy przenoszącej własność lokalu. I tak koło się zamyka. Problem może rozwiązać szybka nowelizacja. Ustawodawca powinien przygotować dobre przepisy przejściowe. I wyjaśnić, czy zgodność wyodrębnienia lokalu z pozwoleniami dotyczy też starych budynków. Inaczej z dobrych chęci rządu cieszyć się będą tylko mieszkańcy willowych dzielnic. A wiadomo, że dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane.