Sławomir Horbaczewski: Unia musi się zrefomować

Jedyną skuteczną drogą naprawy UE będzie ewolucyjne usprawnienie jej funkcjonowania poprzez eliminację zbędnych uregulowań.

Publikacja: 14.09.2016 20:28

Sławomir Horbaczewski: Unia musi się zrefomować

Foto: Fotorzepa/Waldemar Kompała

Przy obecnych problemach wewnętrznych i międzynarodowych utrata prestiżu i zaufania do instytucji unijnych osłabia poparcie dla idei integracji europejskiej i toruje drogę pomysłom dezintegracyjnym. Proces ten jest tak daleko posunięty, że nie ma szans, by UE mogła działać skutecznie w dotychczasowy sposób. Trzeba wybrać kierunek reform.

Przy pogłębieniu integracji i tworzeniu docelowo państwa federalnego (UE dwóch prędkości z mocno zintegrowaną elitą państw i zdezintegrowanymi peryferiami) część państw nie zgodzi się na dalsze ograniczanie suwerenności, a kraje, które mogłyby tworzyć tego typu organizm (Niemcy, Francja, kraje Beneluksu), dążąc do jego jak największej integralności i sterowalności, z własnej inicjatywy ograniczałyby zasięg projektu.

Peryferia poza federacją

Kraje pozostające poza tym układem stałyby się peryferiami związanymi z centrum strefą wolnego handlu i wybranymi rozwiązaniami ułatwiającymi współpracę gospodarczą. Jednak docelowo utraciłyby wpływy polityczne, w tym wpływ na decyzje powstałej federacji, na jej politykę zagraniczną i obronną.

Jednak nawet w ograniczonej ekskluzywnej grupie krajów przewidywanych do silniejszej integracji są duże rozbieżności co do polityki gospodarczej (dyscyplina fiskalna – Niemcy czy ekspansywna polityka fiskalna – Francja), zagranicznej (skupianie się na problemach południowej Europy i północnej Afryki – Francja czy Europy Środkowo-Wschodniej – Niemcy).

Federacja wymagałaby również ograniczenia strefy euro, co zanim ukształtowałby się nowy układ, prowadziłoby do dużych napięć w europejskim systemie gospodarczym i finansowym. Projekt byłby również niekorzystny dla Niemiec i Francji, które straciłyby możliwość stabilizowania sytuacji w całej Europie. Oddziaływanie jedynie poprzez relacje gospodarcze jest znacząco słabsze niż w ramach wspólnych instytucji politycznych i administracyjnych.

Tym samym jeden z podstawowych celów UE, tj. zapewnienia pokojowego współistnienia poszczególnych państw europejskich, byłby zagrożony.

Jednocześnie jednak taki podmiot prawa międzynarodowego w porównaniu z obecną UE byłby skuteczniejszy i dostrzegany jako realna siła, z którą trzeba się liczyć. Przy założeniu dobrej woli i rozsądku wszystkich stron nowy układ integracji europejskiej mógłby funkcjonować gospodarczo dość sprawnie bez istotnych długoterminowych negatywnych konsekwencji zmian.

Przy rozluźnieniu integracji (oddaniu państwom więcej decyzji w sprawach polityki wewnętrznej przy wzmocnieniu roli instytucji unijnych w polityce zagranicznej i obronnej), częściowym powrocie do idei „Europy ojczyzn" mogłoby nastąpić zmniejszenie tendencji odśrodkowych, bo polityka wewnętrzna byłaby realizowana bez nadmiernej ingerencji Brukseli. Jednak niezwykle trudno będzie w takiej sytuacji przekonać kraje unijne do prowadzenia zintegrowanej polityki międzynarodowej i obronnej. Istnieje zbyt wiele rozbieżnych interesów, które w środowisku rozluźnionej integracji mogłyby być realizowane wspólnie.

Wspólna armia bez szans

Idea wspólnej armii europejskiej (poważnej siły, a nie małego korpusu ekspedycyjnego) również nie miałaby szans powodzenia. Armia i polityka obronna to jeden z najwyższych stopni integracji przynależny organizmom państwowym. Trudno znaleźć na świecie przykłady armii tworzonych przez organizmy inne niż państwa. Skoro nawet w apogeum konfrontacji zimnowojennej nie powstały wspólne armie ani w Układzie Warszawskim, ani w NATO, tym bardziej nie powstaną obecnie. Problemem będzie podejmowanie decyzji o użyciu wojsk. Pytanie, kto i na jakich zasadach będzie je finansował? System kolektywnego podejmowania decyzji, właściwy dla obecnej UE, będzie tu nieskuteczny.

Już teraz widać podział Europy na państwa, które zainteresowane są basenem Morza Śródziemnego, a problem Wschodu najchętniej rozwiązałyby, dogadując się z Rosją bez zbędnego zgłębiania warunków takiego porozumienia, oraz te, dla których Wschód jest problemem egzystencjalnym. Powstałyby nieliczne siły szybkiego reagowania, które nie zastąpią armii narodowych.

Dużo bardziej potrzebna na obecnym etapie jest wspólna unijna straż graniczna odpowiedzialna za ochronę zewnętrznych granic (tej roli nie odegra Frontex). Rozluźnienie integracji nie jest proste również w przypadku krajów należących do strefy euro, która sama w sobie znacząco ogranicza suwerenność. Tu również niezbędny byłby mechanizm wyjścia dla decydujących się na ten krok państw. Trudno byłoby uniknąć w tej sytuacji problemów gospodarczo-finansowych w Europie.

Jedyną skuteczną drogą naprawy UE będzie ewolucyjne usprawnienie jej funkcjonowania poprzez eliminację zbędnych uregulowań, które nie są kluczowe, oraz uwrażliwienie na oczekiwania różnorodnych społeczeństw. Zmiana zachowania zatwardziałej biurokracji jest bardzo trudna, jednak obecnie podejmowane decyzje stoją w całkowitej sprzeczności z oczekiwaniami społecznymi, co docelowo jest samobójcze dla UE.

Problemem społecznym stworzonym przez wieloletnią wielokulturową politykę UE jest dezintegracja świadomości narodowej wielu społeczeństw europejskich. Karmione od lat ideą multikulti akcentują, że to nie działa. Organizm unijny jest nieefektywny i nie rozwiązuje problemów ludzi na dole.

Zaburzona struktura społeczna w wielu krajach (ograniczanie perspektyw dla młodych ludzi) spowodowana wieloletnim napływem imigrantów reprezentujących zupełnie inne wartości i pochodzących z innego kręgu kulturowego plus tlący się nadal kryzys gospodarczy – oto problemy, na które UE nie ma recepty. W wielu przypadkach jej decyzje prowadzą do zaostrzenia sytuacji, jak polityka imigracyjna inspirowana głównie przez Niemcy. Problemy społeczne mniejszości muzułmańskiej, której w wielu przypadkach nie udało się zintegrować ze społeczeństwami europejskimi, oraz niekontrolowany napływ nowych imigrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu stanowią doskonałą pożywkę dla ekstremizmu i terroryzmu.

Słabość Unii tylko wzmaga te zjawiska, tlące się od dawna. Teraz wybuchają z ogromną siłą. Przeciwstawienie się niekontrolowanemu napływowi imigrantów do UE to być albo nie być zintegrowanej Europy. Jej słabość w tej sprawie wykorzystują bezpardonowo Rosja i ostatnio Turcja.

Gra Rosji i Turcji

Rosja prowadzi działania, które zaostrzają konflikty zbrojne napędzające kolejne fale uchodźców. To dla niej doskonały sposób na osłabianie i dezintegrację UE. Mimo że Unia nigdy nie była wobec Rosji nadmiernie stanowcza, to jednak nie mogła być przez nią ignorowana poprzez de facto jej uzależnienie gospodarcze zarówno w kwestii zbytu ropy i gazu, ale również dostępu do nowoczesnych technologii i kapitału. Unia osłabiona, targana wewnętrznymi konfliktami lub zdezintegrowana będzie znacznie słabiej przeciwdziałać agresywnym poczynaniom Moskwy.

Szantażuje Unię Turcja borykająca się z kryzysem gospodarczym, zmierzająca w kierunku systemu niedemokratycznego, mająca duże ambicje regionalne. Żąda kolejnych transz pomocy i szybkiego zniesienia wiz. Spolegliwa reakcja Unii jest tym bardziej nie do przyjęcia, że Turcja jest krajem, który nie powinien stawiać jej takich żądań. To kraj, którego słabnąca gospodarka zależna jest od gospodarki UE, mający problem z dużą mniejszością kurdyjska. Czy potrzeba więcej argumentów politykom unijnym, by na równych zasadach rozmawiać z  Turcją?

Nie należy też obawiać się zbliżenia tego kraju i Rosji. To czysta gra obu tych krajów zmagających się z dużymi problemami i mających wiele sprzecznych interesów. W ostatecznym rozrachunku Turcja, stojąc przed wyborem konfliktu ze zdecydowaną i twardą Unią a wątpliwym zbliżeniem z Rosją, wybrałaby kierunek na Zachód. Twarda, obliczona na wiele lat polityka niesie za sobą ryzyko, ale przywódcy europejscy muszą zdać sobie sprawę, że świat się zmienił i stał się znacznie bardziej agresywny, bo „skończył się Wersal".

Tego przykładem jest Władimir Putin, który pomimo teoretycznie słabszej pozycji, prowadzi konsekwentną, cyniczną politykę i wygrywa w rozgrywce geopolitycznej. Unia musi być bardziej stanowcza, aby być skuteczna. Dotychczasowa soft power przestała działać. W horyzoncie kilkudziesięciu lat, jeśli spełnią się scenariusze ocieplenia klimatu (a efekt cieplarniany przez unijnych polityków uważany jest za pewnik), to dzisiejsze problemy z polityką imigracyjną mogą okazać się tylko łagodną przygrywką do kataklizmu demograficznego.

Przy obecnych problemach wewnętrznych i międzynarodowych utrata prestiżu i zaufania do instytucji unijnych osłabia poparcie dla idei integracji europejskiej i toruje drogę pomysłom dezintegracyjnym. Proces ten jest tak daleko posunięty, że nie ma szans, by UE mogła działać skutecznie w dotychczasowy sposób. Trzeba wybrać kierunek reform.

Przy pogłębieniu integracji i tworzeniu docelowo państwa federalnego (UE dwóch prędkości z mocno zintegrowaną elitą państw i zdezintegrowanymi peryferiami) część państw nie zgodzi się na dalsze ograniczanie suwerenności, a kraje, które mogłyby tworzyć tego typu organizm (Niemcy, Francja, kraje Beneluksu), dążąc do jego jak największej integralności i sterowalności, z własnej inicjatywy ograniczałyby zasięg projektu.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację