3 sierpnia komitet protestacyjny zapowiedział wznowienie zawieszonego rok temu strajku ratowników medycznych. W doniesieniach prasowych na ten temat nie zwraca się uwagi na bardzo istotną kwestię: te same organizacje, które odpowiadają za odwieszenie strajku, entuzjastycznie popierały nowelizację ustawy o Państwowym Ratownictwie Medycznym, zakładającą wyeliminowanie prywatnych podmiotów z rynku.
Ryzyko wynikające z monopolu
Upaństwowienie ratownictwa medycznego miało według Ministerstwa Zdrowia wyeliminować „ryzyko zaistnienia sytuacji, w której dysponent prywatny uzależniać będzie realizację świadczeń ratowniczych od uzyskania kontraktu w satysfakcjonującej go wysokości". Wiedząc, jak działa konkurencja, trzeba uznać takie uzasadnienie za niedorzeczne. Możliwości dyktowania warunków przez prywatnych dysponentów zespołów ratownictwa medycznego hamowała bowiem konkurencja.
Teraz gdy zwijają oni swoją działalność (umowy z nimi na mocy nowelizacji ustawy o Państwowym Ratownictwie Medycznym mają wygasnąć 31 marca 2019 r.), materializuje się jednak ryzyko, o którym Ministerstwo Zdrowia nie wspomniało – uzależniania realizacji świadczeń od uzyskania satysfakcjonujących kontraktów przez zrzeszonych w związkach zawodowych ratowników pracujących u publicznych dysponentów.
Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów zwracał uwagę, że konsekwencją upaństwowienia ratownictwa medycznego byłaby „eliminacja presji konkurencyjnej" i w konsekwencji obniżenie jakości usług dostarczanych pacjentom.
Ta presja konkurencyjna oddziaływała do tej pory na dwa sposoby. Po pierwsze, na etapie samego postępowania konkursowego wygrywał ten podmiot, który oferował lepsze warunki świadczenia usług. Po drugie, słabsza była pozycja związków, w których protestach nie uczestniczyli ratownicy z firm prywatnych, czego powodem był m.in. związkowy postulat upaństwowienia ratownictwa.