Prawo autorskie szkodzi edukacji

Nowelizacja przepisów jest szansą na zlikwidowanie anachronizmów, które teraz służą pośrednikom, a nie uczniom. Nie wszyscy chcą to jednak zauważać – pisze Katarzyna Rybicka.

Publikacja: 07.08.2015 10:19

Katarzyna Rybicka

Katarzyna Rybicka

Foto: materiały prasowe

Chyba w żadnej innej dziedzinie prawa prawnicy nie odpowiadają na pytania „to zależy" tak często, jak robią to w prawie autorskim. Wątpliwości w stosowaniu przepisów w praktyce zauważył Rzecznik Praw Obywatelskich, który dwa lata temu zaskarżył do Trybunału Konstytucyjnego art. 115 ust. 3 prawa autorskiego. Przepis ten mówi o grzywnie lub nawet pozbawieniu wolności za naruszenie praw autorskich w celu osiągnięcia korzyści majątkowych, ale nie określa jednocześnie, jakie są to działania. Obywatele nie wiedzą więc, za co mogą zostać skazani.

Trudności te nie omijają edukacji, gdzie dozwolony użytek edukacyjny – czyli korzystanie z materiałów objętych prawem autorskim przez nauczycieli, edukatorów oraz uczniów bez konieczności uzyskania zgody autora i wnoszenia opłat – uzależniony jest od tego, czy materiały wykorzystywane są w celu dydaktycznym.

W praktyce im bardziej kreatywne działania nauczycieli i uczniów, tym trudniej rozstrzygnąć, czy realizują one „cel dydaktyczny". Jeśli nauczycielka pokazuje film na lekcji, to zgodnie z prawem może to robić bez licencji i opłat. Jeśli jednak chciałaby obejrzeć ten sam film wspólnie z uczniami poza zajęciami szkolnymi, to być może potrzebuje uzyskać zgodę firm reprezentujących dystrybutorów filmowych i organizacji zbiorowego zarządzania, a nawet wnieść opłatę licencyjną. Inaczej może być narażona na roszczenia i groźby postępowań sądowych.

Na niejasnościach ktoś zawsze korzysta

Z niejasności przepisów prawa w tym zakresie korzystają pośrednicy. Firmy reprezentujące twórców i organizacje zbiorowego zarządzania pobierają opłaty na wypadek ewentualnego naruszenia praw autorskich. A koszty takich licencji są niemałe i w skali roku mogą wynieść 4 tysiące złotych dla jednej szkoły. W skali kraju to nawet kilkadziesiąt milionów złotych.

Dodatkowo opłata pobierana przez producentów filmów nie powoduje, że utwór może być już legalnie odtwarzany. Niezbędna jest dodatkowo zgoda organizacji zbiorowego zarządzania takich jak ZAiKS, STOART, ZPAV. Płacą za to wszystko szkoły finansowane z pieniędzy podatników, czyli każdego z nas. A przecież wiele działań prowadzonych w szkole poza lekcjami ma cel i zarazem walor dydaktyczny: dyskusyjne kluby filmowe, fakultatywne zajęcia dodatkowe rozszerzające program nauczania itp. Tak wygląda nowoczesne nauczanie w XXI w., gdy lekcje są tylko częścią doświadczenia edukacyjnego uczniów.

Potrzeba całej wioski, by wychować dziecko

Prawo nie nadąża za cyfryzacją polskiej szkoły, potrzebami wynikającymi z konieczności prowadzenia edukacji medialnej czy różnych form nauczania pozaszkolnego, takich jak edukacja domowa. Edukacja dzieci i młodzieży coraz częściej prowadzona jest przez biblioteki publiczne, działy edukacyjne w muzeach, ośrodki kultury czy organizacje pozarządowe. Te jednak przez ustawodawcę stawiane są w gorszej pozycji niż systemowe instytucje oświatowe, ponieważ nie obejmują ich przepisy dozwolonego użytku edukacyjnego.

Nowelizacja prawa autorskiego jest szansą na zlikwidowanie paradoksów w przepisach. Pozwala na to prawo unijne, które nie ogranicza swobody korzystania z utworów do celów edukacyjnych, o ile prowadzone są w celach niekomercyjnych. Projekt ustawy o zmianie prawa autorskiego przedstawiony jesienią ubiegłego roku był krokiem naprzód wobec obecnych regulacji. Konsultując projekt ustawy, Ministerstwo Edukacji Narodowej zgłosiło propozycję, aby zakres dozwolonego użytku w oświacie obejmował całość działań prowadzonych w instytucjach oświatowych, w tym w muzeach, bibliotekach i innych instytucjach i organizacjach. Jednak pod naporem organizacji zbiorowego zarządzania i stowarzyszeń twórców w wersji ustawy, która trafiła do Sejmu, zmiany te nie zostały uwzględnione.

Nowoczesne społeczeństwo to społeczeństwo oparte na wiedzy. Jeśli o swobodzie edukacji będziemy myśleć jako o tolerowanym wyjątku w prawie autorskim, to wyhamujemy inwestycję w kapitał ludzki naszego kraju. Taką inwestycją jest nowoczesna edukacja łącząca różne formy i wielu aktorów dostarczających uczniom zróżnicowane doświadczenia edukacyjne. Albo zatem będziemy utrwalać anachroniczny system służący pośrednikom, nie uczniom, albo skorzystamy z szansy na zmodernizowanie prawa w sposób, który właściwie odpowiada na wyzwania współczesności i służy całemu społeczeństwu.

Autorka jest prawniczką, specjalistką w zakresie prawa własności intelektualnej w Centrum Cyfrowym Projekt: Polska, członkini zespołu Creative Commons Polska.

Chyba w żadnej innej dziedzinie prawa prawnicy nie odpowiadają na pytania „to zależy" tak często, jak robią to w prawie autorskim. Wątpliwości w stosowaniu przepisów w praktyce zauważył Rzecznik Praw Obywatelskich, który dwa lata temu zaskarżył do Trybunału Konstytucyjnego art. 115 ust. 3 prawa autorskiego. Przepis ten mówi o grzywnie lub nawet pozbawieniu wolności za naruszenie praw autorskich w celu osiągnięcia korzyści majątkowych, ale nie określa jednocześnie, jakie są to działania. Obywatele nie wiedzą więc, za co mogą zostać skazani.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Ewa Łętowska: Złudzenie konstytucjonalisty
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem
Opinie Prawne
Marek Isański: Organ praworządnego państwa czy(li) oszust?