Łukasz Kozłowski: Ostatni rozbiór OFE

Nie oszukujmy się, jeśli państwo będzie inwestować nasze oszczędności, nie wypracuje większego zysku niż instytucja prywatna – pisze ekspert Pracodawców RP.

Aktualizacja: 04.08.2016 20:02 Publikacja: 04.08.2016 18:58

Łukasz Kozłowski

Łukasz Kozłowski

Foto: materiały prasowe

Gdy Amerykanie świętowali 4 lipca, wicepremier Mateusz Morawiecki przedstawił założenia trzeciego, ostatecznego rozbioru OFE, nazwanego Programem Budowy Kapitału. Rozbiór co prawda prezentuje się łagodnie na tle tego, co zrobiono w 2011 i 2014 r., ale i tak położy kres dalszej egzystencji OFE.

Kościec nowego systemu będą stanowić indywidualne konta emerytalne, do których przeniesione zostaną pieniądze z OFE. W ramach IKE ma funkcjonować wiele form dodatkowego oszczędzania na emeryturę. Najpopularniejszą z nich w założeniu mają się stać – z uwagi na zachęty fiskalne i automatyczny zapis – pracownicze plany kapitałowe (PPK) dla osób pracujących w firmach zatrudniających powyżej 19 pracowników i indywidualne plany kapitałowe (IPK) np. dla wykonujących wolne zawody.

Tyle wynika z oficjalnych wypowiedzi. Każdy obserwator życia gospodarczo-politycznego dobrze wie, że kiedy członek rządu ogłasza zmiany w funkcjonowaniu systemu emerytalnego, a do tego wyjawia zamiar likwidacji jego drugiego, kapitałowego filaru, należy zastanowić się nad tym, czy nie chodzi tu o podreperowanie stanu finansów publicznych. Likwidacja OFE oznaczałaby przekierowanie do ZUS 3,2 mld zł rocznie z tytułu składki, jaka do tej pory do funduszy trafiała. Obecnie saldo przepływów między OFE i ZUS jest jednak dodatnie dla tego drugiego i wynosi 1,8 mld zł rocznie. Uwzględniając dodatkowo koszt zachęt do uczestnictwa w nowych programach oszczędzania na emeryturę, szacowany przez Ministerstwo Rozwoju na 0,08 proc. PKB, budżet państwa wyszedłby na tych zmianach praktycznie na zero.

Jak ma wyglądać nowa emerytura

Kończąc życiową aktywność zawodową, osoby mające pieniądze zgromadzone w nowym IKE, musiałyby wykupić rentę dożywotnią. Ponieważ działające w Polsce instytucje finansowe obawiają się ryzyka związanego ze sprzedażą takiego produktu, jest on dla konsumenta drogi. Dlatego też zakłada się, że ZUS również będzie mógł sprzedawać tę rentę osobom mającym pieniądze zgromadzone w systemie kapitałowym, konkurując z podmiotami prywatnymi. Niewykluczone, że tylko on będzie się zajmował wypłatą emerytur na większą skalę.

Przeważającą część składki związanej z udziałem w PPK/IPK będzie musiał pokryć sam pracownik z wynagrodzenia. Czy pomimo tego PPK/IPK będą cieszyć się dużą popularnością? Resort rozwoju liczy pewnie, że przyszłych emerytów wiele łączy z... potencjalnymi dawcami organów. A dokładniej – z ich podejściem do wyrażania zgody lub nie na pobranie narządów.

W Niemczech, gdzie jest klauzula opt-in (domniemania braku zgody), przyzwolenie na pobranie ich narządów po śmierci wyraziło tylko 12 proc. obywateli, podczas gdy w Austrii jest zgoda 99 proc. mieszkańców z powodu klauzuli opt-out (domniemania zgody). Nowe plany emerytalne będą działały właśnie w oparciu o zasady austriackie, czyli automatycznego zapisu. Co więcej, jeśli nie zrezygnujemy z planu kapitałowego w najszybszym możliwym terminie, późniejsze wycofanie się będzie trudniejsze i kosztowne: będzie oznaczało konieczność zapłacenia podwyższonego podatku i zwrotu korzyści uzyskanych ze strony państwa.

Czy system austriacki może zwiększyć popularność PPK i IPK zgodnie z oczekiwaniami resortu rozwoju? Wątpię. O ile można zakładać, że sposób rozdysponowania składki jest ubezpieczonym równie obojętny, jak ostateczny los ich organów wewnętrznych, o tyle wysokość wynagrodzenia netto jest jednak dla nich kwestią istotną. Spójrzmy na liczby. W przypadku pracownika zarabiającego 3000 zł brutto, którego pensja netto wynosi 2157 zł, ubytek miesięcznego wynagrodzenia wyniósłby 55 zł, gdyby pracodawca pokrył z własnej kieszeni swoją część składki. Zakładając zaś, że całościowe koszty pracy zostałyby utrzymane na dotychczasowym poziomie, kwota miesięcznych zarobków netto obniżyłaby się o 80 zł do 2076 zł. Stanowiłoby to niemały ubytek dla domowego budżetu, którego zrekompensowanie poprzez wypisanie z programu oszczędnościowego byłoby dla wielu osób grą wartą świeczki. Automatyczny zapis pomoże pozyskać większą liczbę członków PPK/IPK, ale nie zdziała takich cudów, jak w transplantologii.

Tymczasem autorzy programu oczekują, że aż 75 proc. automatycznie zapisanych członków planów kapitałowych w nich zostanie. Założenie to bazuje na doświadczeniach brytyjskich, gdzie od 2012 r. wprowadzany jest system workplace pension, na którym PPK/IPK są wzorowane. Jednak w Wielkiej Brytanii minimalna składka aż przez pierwsze pięć lat działania programu wynosić ma tylko 1 proc. dla pracownika i pracodawcy, co oznacza, że początkowy spadek zarobków netto nie jest tam odczuwalny. Co więcej, jak wskazuje samo Ministerstwo Rozwoju, koszt zachęt fiskalnych do dodatkowego oszczędzania na emeryturę wynosi tam 0,8 proc. PKB, a więc dziesięć razy więcej, niż miałoby na to przeznaczyć państwo polskie. Z uwagi na te różnice powtórzenie sukcesu Brytyjczyków będzie mało prawdopodobne.

Państwowy gigant

Warto też przyjrzeć się instytucji, do której trafią składki na dodatkową emeryturę kapitałową z IKE i PPK, bo to ulegnie diametralnej zmianie w stosunku do obecnego rozwiązania. W przypadku PPK przez pierwsze dwa lata będzie to Polski Fundusz Rozwoju, czyli inkarnacja należącej do państwa spółki Polskie Inwestycje Rozwojowe. PFR będzie mógł także zarządzać środkami wpłacanymi na IPK, a ponadto obejmie kontrolę nad aktywami Funduszu Rezerwy Demograficznej, zasilonego dodatkowo jedną czwartą aktywów OFE.

W ten sposób powstanie prawdziwy kolos polskiego kapitalizmu państwowego, już na starcie decydujący o sposobie rozdysponowania aktywów wartych co najmniej 57 mld zł, do tego zasilany każdego roku składkami wartości co najmniej kilku miliardów złotych. To właśnie sposób na realizację najważniejszego celu tzw. planu Morawieckiego – uruchomienie zakrojonego na szeroką skalę programu inwestycyjnego, z wykorzystaniem oszczędności emerytalnych Polaków.

Pomysł rzeczywiście może wydawać się atrakcyjny. Kto byłby przeciw zrobieniu użytku z istniejących zasobów finansowych i wsparciu gospodarki? Warto jednak zadać pytanie, czy przyszli emeryci rzeczywiście wyżej cenią sobie satysfakcję z tego, że wspierają realizację polityki ekonomicznej władz niż wysokość przyszłego świadczenia? Bo jedno nie oznacza drugiego.

Nie oszukujmy się, jeśli państwo będzie inwestować nasze oszczędności, nie wypracuje dla nas większego zysku niż instytucja prywatna. A to dlatego, że inwestycje o strategicznym znaczeniu dla państwa to takie, które są mało dochodowe lub wręcz przynoszą straty. Gdyby to był świetny biznes, państwo nie musiałoby nawet kiwnąć palcem w sprawie np. budowy gazoportu w Świnoujściu, bo wszystkim zajęliby się prywatni inwestorzy.

Po prostu inwestycje strategiczne z definicji są takimi, które realizuje się, nie bacząc na opłacalność, bo – opierając się na przykładzie gazoportu – ważniejsze jest bezpieczeństwo energetyczne i dywersyfikacji źródeł dostaw. Nie wspominając już o skrajnych przypadkach, gdy pieniądze emerytów przeznacza się na pośrednie dotowanie nierentownych spółek Skarbu Państwa, np. kopalni. Tego ryzyka również nie da się wykluczyć.

Zmiany w obowiązkowej i dobrowolnej części systemu emerytalnego zawarte w Programie Budowy Kapitału są interesujące i mogą sprzyjać oszczędzaniu większej części uzyskiwanych dochodów na przyszłość. Przekładając oceny na liczby, można założyć, że przy minimalnej składce na PPK wynoszącej łącznie 4 proc. pensji brutto, dla osób dopiero rozpoczynających pracę zawodową emerytura realnie wzrośnie – w zależności od wyników inwestycyjnych nowego segmentu filaru kapitałowego – o 19–22 proc., a przy maksymalnej składce 7 proc. – o 33–38 proc.

Natomiast w przypadku pracownika przystępującego do planu kapitałowego w wieku 35 lat emerytura będzie wyższa o 14–16 proc. przy składce minimalnej i 22–25 proc. przy maksymalnej. Dla osoby zarabiającej 3800 zł brutto w czasie wejścia w życie programu mogłoby to oznaczać wzrost emerytury o 414 zł miesięcznie.

Można natomiast mieć wątpliwości co do tego, czy na uczestnictwo w planach kapitałowych rzeczywiście zdecyduje się planowane 7,3 mln pracujących. Źródłem obaw jest też ryzyko wykorzystania środków emerytów przez zarządzające nimi publiczne instytucje w sposób niezgodny z ich interesem – taka pokusa może się pojawić. Niepokojące jest również tempo wprowadzania zmian. Warto pamiętać, że Brytyjczycy, na których chcemy się wzorować, rozpoczęli prace nad nowym systemem pod koniec 2008 r., a wdrażanie zmian zostanie zakończone dopiero w październiku 2018 r. Zmiany w emeryturach powinny być dobrze przemyślane, tak aby tworzony porządek instytucjonalny miał trwały i przewidywalny charakter.

Gdy Amerykanie świętowali 4 lipca, wicepremier Mateusz Morawiecki przedstawił założenia trzeciego, ostatecznego rozbioru OFE, nazwanego Programem Budowy Kapitału. Rozbiór co prawda prezentuje się łagodnie na tle tego, co zrobiono w 2011 i 2014 r., ale i tak położy kres dalszej egzystencji OFE.

Kościec nowego systemu będą stanowić indywidualne konta emerytalne, do których przeniesione zostaną pieniądze z OFE. W ramach IKE ma funkcjonować wiele form dodatkowego oszczędzania na emeryturę. Najpopularniejszą z nich w założeniu mają się stać – z uwagi na zachęty fiskalne i automatyczny zapis – pracownicze plany kapitałowe (PPK) dla osób pracujących w firmach zatrudniających powyżej 19 pracowników i indywidualne plany kapitałowe (IPK) np. dla wykonujących wolne zawody.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację