Bartkiewicz: Polska w próżni

Skoro odpowiedź na podstawowe w polityce pytanie „kto kogo?” w Polsce już od pewnego czasu znamy (PiS całą resztę) czas na zadanie drugiego pytania: „o co walczymy?”.

Aktualizacja: 02.08.2017 19:35 Publikacja: 02.08.2017 19:17

Bartkiewicz: Polska w próżni

Foto: Fotorzepa, Stefan Mleczak

O ile w polityce wewnętrznej sprawa wydaje się jasna i dość często artykułowana i można ją ująć w jednym z ulubionych zwrotów polityków PiS – „żeby nie było tak jak było", o tyle w polityce zagranicznej sprawa jest znacznie bardziej niejasna, a wręcz – tajemnicza.

Z jednej strony bowiem prezes PiS Jarosław Kaczyński mówi o Europie, która ma być mocarstwem; o wspólnej europejskiej armii; o tym jak cenimy naszą obecność w UE - a w swoim czasie zdecydowanie odcinał się od Marine Le Pen, właśnie dlatego, że ta Unię chciała rozmontowywać. Z drugiej jednak strony na forum UE konfliktujemy się z każdym kto się nam nawinie – z wyjątkiem Viktora Orbana i żegnającego się ze Wspólnotą Londynu a próby nawiązywania dialogu z Polską przez instytucje unijne kwitujemy stwierdzeniem, że nie będzie nas Bruksela pouczać jak mamy się rządzić.

Ba – w ostatnim czasie postanowiliśmy ostentacyjnie zademonstrować, że jeśli unijne regulacje nie zgadzają się z naszymi oczekiwaniami to znaczą one dla nas mniej, niż papier na którym reguły owe są spisane. Trybunał Sprawiedliwości prosi: wstrzymajcie się z wycinaniem Puszczy? Pisz pan na Berdyczów, czy drwale mnie słyszą? KE grozi wszczęciem tzw. procedury praworządności? Nie będzie Timmermans pluł nam w twarz! Tak nam zależy na sile UE, że robimy wszystko, aby ją osłabić. Być może kryje się w tym jakaś logika, ale jest ona starannie ukrywana przed oczyma zwykłych śmiertelników.

Jeszcze bardziej zaskakujący jest jednak stosunek Polski do Niemiec. Wyciągnięty właśnie, niczym królik z kapelusza, temat reparacji wojennych jest najnowszym sposobem na doprowadzenie stosunków Warszawa – Berlin do poziomu stosunków Warszawa – Paryż. Moralnie oczywiście mamy rację – skala zniszczeń w Polsce była ogromna, a zadośćuczynienia za to nie otrzymaliśmy – głównie dlatego, że po wojnie znaleźliśmy się jednocześnie w obozie zwycięzców i przegranych, a zwyciężający w naszym imieniu ZSRR myślał głównie o odbudowie własnego potencjału. Ale politycznie wyciąganie tego tematu akurat teraz może doprowadzić przede wszystkim do tego, że Berlin – który szukał w ostatnich miesiącach nici porozumienia z obecnym rządem – ostatecznie machnie na nas ręką (tak jak machnął już na nas Paryż). Dalszy ciąg tej historii będzie oznaczał, że w owej silnej Europie o której mówił Kaczyński się nie zmieścimy, bo Merkel chcąc nie chcąc zacznie ją budować z Emmanuelem Macronem.

Tak, za oceanem jest Donald Trump, który tak ładnie mówił o nas w Warszawie. Ale – no właśnie. Jest za oceanem, w ostatnim czasie wzrok kieruje głównie na Azję a nade wszystko Polskę może szczerze kochać, ale cokolwiek stałoby się z naszym krajem nie wpłynie to znacząco na sytuację geopolityczną USA. Nieoceniony Stanisław Cat-Mackiewicz nazywał sojusznika tego typu sojusznikiem egzotycznym.

Z kolei Trójmorze jest bardzo ciekawym projektem, ale wystarczy rzucić okiem na strukturę polskiego eksportu żeby zauważyć, iż na razie nasze więzi gospodarcze z tym regionem są dość luźne; interesy polityczne poszczególnych krajów są ze sobą sprzeczne; a militarnie też nie wygląda to różowo. Zinstytucjonalizowane Trójmorze mogłoby być ciekawym narzędziem prowadzenia polityki w ramach UE – ale do tego trzeba byłoby zacząć uprawiać w UE politykę, a nie nieustannie uderzać pięścią w stół.

Wspomniany już Cat-Mackiewicz powtarzał za Józefem Piłsudskim: Polska nie może być jednocześnie w stanie konfliktu z Niemcami i Rosją, bo taka sytuacja oznacza utratę niepodległości.

Powiedzmy wprost: Nie wygląda to dobrze.

O ile w polityce wewnętrznej sprawa wydaje się jasna i dość często artykułowana i można ją ująć w jednym z ulubionych zwrotów polityków PiS – „żeby nie było tak jak było", o tyle w polityce zagranicznej sprawa jest znacznie bardziej niejasna, a wręcz – tajemnicza.

Z jednej strony bowiem prezes PiS Jarosław Kaczyński mówi o Europie, która ma być mocarstwem; o wspólnej europejskiej armii; o tym jak cenimy naszą obecność w UE - a w swoim czasie zdecydowanie odcinał się od Marine Le Pen, właśnie dlatego, że ta Unię chciała rozmontowywać. Z drugiej jednak strony na forum UE konfliktujemy się z każdym kto się nam nawinie – z wyjątkiem Viktora Orbana i żegnającego się ze Wspólnotą Londynu a próby nawiązywania dialogu z Polską przez instytucje unijne kwitujemy stwierdzeniem, że nie będzie nas Bruksela pouczać jak mamy się rządzić.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Roman Kuźniar: Atomowy zawrót głowy
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny