Dwa lata temu na Forum Ekonomicznym w Krynicy brałem udział w panelu poświęconym firmom rodzinnym. Zwróciłem wówczas uwagę na kłopoty czekające firmy działające w oparciu o wpis do ewidencji działalności gospodarczej. Kłopoty szczególne, bo wynikające ze śmierci właściciela. Firmy te – formalnie „jednoosobowe" – są często sporymi rodzinnymi biznesami. Zatrudniają wielu pracowników, mają ogromny majątek. Szkopuł w tym, że wszelkie umowy, koncesje, rachunki bankowe są prawnie związane z osobą właściciela. Gdy los go zabiera – rozwijany latami biznes umiera w tej samej chwili! Nieważne, że żona lub syn świetnie znają firmę i mogliby dalej nią kierować. Kontrakty, decyzje administracyjne, a nawet nazwa przestają obowiązywać. To koniec.
Ten problem dostrzegł i właściwie ocenił minister rozwoju i finansów. Przygotowany przez niego projekt ustawy przynosi pomysłowe rozwiązanie: możliwość powołania zarządcy sukcesyjnego. Wyznaczałby go właściciel jeszcze za życia lub czyniliby to jego spadkobiercy. Zarządca kierowałby firmą tak, jakby nikt nie umarł – do czasu zakończenia spraw spadkowych.
Dobrym rozwiązaniem jest umożliwienie spadkobiercom „przejęcia" koncesji i umów po zmarłym. W ten sposób rodzinne firmy będą mogły przetrwać ewentualny kryzys, nie przerywając działalności. Uratują markę, nie stracą kontrahentów i dalej będą się rozwijać. W projekcie są też przepisy dotyczące pracowników. Zachowywaliby oni swoje umowy o pracę lub podpisywali nowe.
Ustawę przesłano do 30-dniowych konsultacji. Tak powinno być zawsze, w rzeczywistości zdarza się to bardzo rzadko. Ustawa zawiera także pełną ocenę skutków regulacji (OSR). Wynika z niej, że koszty wprowadzenia nowych przepisów będą niewspółmiernie niskie wobec uzyskanych korzyści. A są nimi zwiększone szanse „na dalszy rozwój przedsiębiorstwa, budowanego niekiedy osobistymi staraniami przedsiębiorcy i członków jego rodziny przez wiele lat" – jak piszą twórcy projektu. Trudno się z nimi nie zgodzić.
Ostatnio rzadko miałem okazję chwalić autorów ustaw za efekty pracy. Ten projekt oraz jego przygotowanie i dobra prezentacja przykuwają jednak uwagę. Nie oznacza to jednak wcale, że jest ona w stu procentach idealna. Można znaleźć w niej kilka braków. To wydaje się jednak naturalne w tak obszernym dokumencie. Po to są właśnie konsultacje społeczne, by braki te naprawić „wespół w zespół" – jak śpiewał Kabaret Starszych Panów. Na pewno ta ustawa nie trafi do kolejnej edycji Raportu Legislacyjnego Pracodawców RP dotyczącego grzechów polskiego stanowienia prawa.