Jacek P. Krawczyk: Zacznijmy od uczciwej konkurencji

Unia mówi jasno: chcecie grać na naszym boisku, przestrzegajcie naszych zasad. I to się przewoźnikom z Zatoki Perskiej bardzo nie podoba – pisze ekspert w polemice z prezesem linii lotniczych Emirates.

Aktualizacja: 10.07.2016 20:08 Publikacja: 10.07.2016 19:41

Jacek P. Krawczyk: Zacznijmy od uczciwej konkurencji

Foto: Fotorzepa/Krzysztof Skłodowski

Ze zdziwieniem przeczytałem rozmowę z prezesem linii Emirates sir Timothym Clarkiem, która ukazała się na łamach „Rzeczpospolitej" 4 lipca. Sir Clark oskarżył Europę, że ta chce innym graczom narzucić swoje zasady, i oświadczył, że Europie się to nie uda. Rzeczywistość jest moim zdaniem inna. Unia wreszcie mówi jasno: chcecie grać na naszym boisku, przestrzegajcie naszych zasad. I to się przewoźnikom z Zatoki Perskiej bardzo nie podoba.

Europejczykom opłaca się popierać linie europejskie

„Mamy umowy z 28 krajami UE" – czytam w wywiadzie. My, czyli kto? Linia lotnicza czy raczej rząd kraju, z którym ta linia jest mocno związana? To zabrzmiało bardziej jak deklaracja przedstawiciela rządu Emiratów niż szefa niezależnej firmy...

Prezes Clark podkreśla, że kraje Unii Europejskiej są suwerenne i mają prawo negocjować indywidualnie. Przypomnę, że wszystkie te kraje dobrowolnie upoważniły Unię do negocjowania w ich imieniu międzynarodowych umów. Nie dziwię się, że przewoźnicy z Zatoki są z tego powodu niezadowoleni. Trudniej negocjuje się z partnerem, który reprezentuje około 675 mln pasażerów rocznie, niż z pojedynczymi krajami członkowskimi. Ale tak właśnie działa wspólny rynek.

Bardziej opłaca się nam, Europejczykom, wspierać europejskie lotnictwo i poprawiać jego konkurencyjność, niż oddawać ten atrakcyjny rynek graczom z Azji czy Zatoki Perskiej.

Czytam o tym, jak skuteczne w prowadzeniu swojego biznesu są linie z Zatoki Perskiej. Wyczuwam pewną drwinę pod adresem europejskich linii, przeciążonych zobowiązaniami socjalnymi. Czy jednak rzeczywiście przewaga konkurencyjna linii z rejonu Zatoki wynika tylko z tak znakomitego modelu biznesowego? Śmiem twierdzić, że nie, i nie jestem w tym twierdzeniu osamotniony.

Amerykańska Koalicja na rzecz Otwartego i Uczciwego Nieba, zrzeszająca największe linie lotnicze i stowarzyszenia pilotów i personelu pokładowego z USA, otwarcie oskarża Emirates, Qatar Airlines i Etihad o to, że otrzymują subsydia od państwa. Po dwuletnim śledztwie stowarzyszenie oszacowało, że od 2004 roku przewoźnicy z Zatoki otrzymali od rządów 42 mld dol. m.in. w formie najróżniejszych subsydiów, nieoprocentowanych pożyczek czy rządowych grantów na rozbudowę infrastruktury.

Również europejskie stowarzyszenie przewoźników Airlines for Europe coraz ostrzej stawia problem zasad konkurencji ze strony tych samych przewoźników, jako że w tym samym czasie europejskie linie lotnicze są związane rygorystycznymi przepisami, które regulują zasady pomocy publicznej (o czym boleśnie przekonał się LOT). Czy tak wygląda zdrowa konkurencja?

Budowlany rozmach w Zatoce

Kraje regionu Zatoki czy np. Turcja inwestują bajońskie sumy w infrastrukturę. Rozmach nowych lotnisk w Dubaju czy Stambule (docelowo w tym drugim 250 mln pasażerów rocznie!) zapiera dech w piersiach. Bądźmy szczerzy: to są państwowe inwestycje dedykowane lokalnym przewoźnikom.

Państwa z Zatoki na potęgę pompują pieniądze w sektor lotniczy, bo rozumieją, że lotnictwo napędza gospodarkę. Ale niech nie oczekują, że inni gracze będą się temu bezczynnie przyglądać i oddawać swój udział w rynku bez walki.

Stymulator wzrostu gospodarczego

Lotnictwo to coś więcej niż tylko turystyczny czy biznesowy ruch pasażerski. To przede wszystkim stymulator wzrostu gospodarczego generowanego przez firmy wyrastające wokół biznesu lotniczego oraz przez większą aktywność przedsiębiorców, którym dzięki lotnictwu łatwiej robić interesy.

To także rozwój regionalny wokół lotnisk. W całej Unii Europejskiej branża lotnicza pośrednio i bezpośrednio daje pracę około 5 mln ludzi. Sama Lufthansa zatrudnia ponad 170 tys. ludzi. Ile osób zatrudnia Emirates w Europie? Mam wrażenie, że niewiele...

Nieuzasadnione oskarżenia o protekcjonizm

Jeśli europejskie linie lotnicze są zdaniem prezesa Clarka tak niewydolne i nieefektywne, to czemu inwestorzy spoza Unii tak chętnie lokują pieniądze w upadających europejskich liniach lotniczych? Czy nie dlatego, że liczą na poluzowanie regulacji dotyczących własności i wejście tylnymi drzwiami na europejski rynek?

W Stanach Zjednoczonych inwestor spoza USA nie może nabyć więcej niż 25 proc. udziałów linii lotniczej, w przypadku Europy to 49 proc. Oskarżanie Europy o protekcjonizm jest zupełnie nieuzasadnione. To jedynie obrona transparentności wolnego rynku i uczciwej konkurencji.

Głównym narzędziem tej obrony ma być Zintegrowana Unijna Strategia Lotnicza. Musimy poprawić warunki dla europejskich inwestorów i przekonać ich, że warto postawić na europejskie lotnictwo.

Mamy jeden z największych rynków świata, doskonałą infrastrukturę, wyśrubowane normy bezpieczeństwa, wysokie standardy. To wszystko kosztowało miliardy euro. Dlaczego mielibyśmy teraz za darmo oddać dostęp do tego firmom spoza UE, które nie chcą nas na równie przyjaznych zasadach wpuścić do siebie? Unia Europejska oczekuje wysokich standardów bezpieczeństwa, uczciwej konkurencji i stosowania zasady wzajemności. Jako rynek odpowiadający za ponad jedną czwartą całego ruchu pasażerskiego na świecie mamy prawo do decydowania o sobie.

Promocje nie będą trwały wiecznie

Spytasz, drogi czytelniku, co mnie to wszystko obchodzi, mnie zależy na jak najtańszych biletach i jak najwyższej jakości usług. Otóż, atrakcyjne oferty, ocierające się niekiedy o wojnę cenową, nie będą trwały wiecznie. Tak szybko, jak którejś ze stron uda się zdobyć dominującą pozycję, skończą się promocje, a zacznie drenowanie naszych kieszeni. Zdrowa konkurencja jest jak najbardziej w Waszym, drodzy pasażerowie, interesie.

Autor jest członkiem Europejskiego Komitetu Ekonomiczno-Społecznego, sprawozdawcą EKES w tematyce lotnictwa, był szefem rady nadzorczej PLL LOT

Ze zdziwieniem przeczytałem rozmowę z prezesem linii Emirates sir Timothym Clarkiem, która ukazała się na łamach „Rzeczpospolitej" 4 lipca. Sir Clark oskarżył Europę, że ta chce innym graczom narzucić swoje zasady, i oświadczył, że Europie się to nie uda. Rzeczywistość jest moim zdaniem inna. Unia wreszcie mówi jasno: chcecie grać na naszym boisku, przestrzegajcie naszych zasad. I to się przewoźnikom z Zatoki Perskiej bardzo nie podoba.

Europejczykom opłaca się popierać linie europejskie

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację