Po wybuchu światowego kryzysu finansowego pod koniec 2008 r. uratowanie globalnej gospodarki przed całkowitym załamaniem wymagało ponadstandardowych działań, w tym odejścia od dotychczasowych dogmatów co do utrwalonej przez wieki roli banku centralnego (kontrola ilości pieniądza i kursu walutowego, realizacja strategii bezpośredniego celu inflacyjnego – wyjątki raczej potwierdzały regułę niż wskazywały kierunek zmian). Prekursorem stał się amerykański Fed, którego śladem poszły banki centralne Japonii, Anglii, strefy euro. Rynek zalano ogromnymi ilościami taniego pieniądza, który w pierwszej fazie miał pomóc ustabilizować sytuację banków zainfekowanych kryzysem, a następnie pobudzić popyt w gospodarce, który w efekcie kryzysu, bardzo dużej niepewności, rosnącego bezrobocia, uległ poważnemu ograniczeniu i uderzał w realną sferę gospodarki. Dodruk pustego pieniądza, wcześniej domena ekonomistów spoza głównego nurtu oraz przykład katastrofy gospodarczej – np. Polski lat 80. z jej hiperinflacją i głębokim kryzysem gospodarczym, stał się przewodnim działaniem najpotężniejszych banków centralnych świata. Zbyt wcześnie na ocenę skutków długofalowych, jednak być może zneutralizowało to negatywne skutki kryzysu, zapobiegając rozpadowi systemu finansowego USA i w konsekwencji światowego porządku finansowego, jaki znamy. Nie udało się uzyskać trwałego wzrostu gospodarczego, który nie potrzebowałby stymulacji, jednak obecna sytuacja gospodarcza świata, pomimo niestabilności, jest lepsza niż w latach zaraz po wybuchu kryzysu.
Stary styl i nowe trendy
Bez względu na ocenę tych zdarzeń nie możemy ignorować zmian inicjowanych przez najważniejsze instytucje światowego systemu gospodarczego. Czy NBP nadal powinien być bankiem centralnym w „starym stylu" czy jego funkcjonowanie powinno podlegać trendom wyznaczanym przez największe instytucje tego typu? W ostatnim ćwierćwieczu NBP prowadził konserwatywną politykę pomimo wielu zakusów na jego niezależność (w tym wykorzystania rezerw walutowych NBP). W otoczeniu polskiej gospodarki nadrabiającej stracony czas i goniącej bogatsze kraje Zachodu dało to komfort Bankowi Światowemu, MFW, EBOR, ale i inwestorom. Polska jako kraj niewielki podążała za potężniejszymi gospodarkami wyznaczającymi kierunek całemu światu. Obecnie, gdy polska gospodarka jest dalece bardziej dojrzała i zbliża się do granic możliwości wykorzystania prostych rezerw rozwojowych, a jednocześnie wobec globalnej redefinicji roli banku centralnego dokonanej po kryzysie finansowym, potrzebne jest dostosowanie roli NBP. Czy powinien pozostać na tradycyjnych pozycjach, w dalszym ciągu dbając o stabilność waluty i inflację, czy raczej powinien rozszerzyć katalog swoich zadań o wspieranie wzrostu gospodarczego? Obecnie problemem światowej gospodarki jest wyraźne środowisko deflacyjne, a nie problem trudnej do opanowania inflacji.
Polska, choć należy do UE, to pozostaje poza strefą euro. Biorąc pod uwagę doświadczenia kryzysu, gdzie własna waluta i jej płynny kurs pomogły nam zmniejszyć jego dolegliwość, jest to obecnie sytuacja korzystna, jednak stawia ona przed nami ograniczenia. Pozostając poza strefą euro mamy więcej swobody, ale jednocześnie stabilność naszej waluty oraz system finansowy jako całość jest znacznie mniej odporny na kaprysy inwestorów finansowych. Chociaż strefa euro boryka się z problemami, to ze względu na rozmiar strefy i rolę euro jako jednej z najważniejszych walut rezerwowych jest ona znacznie trudniejszym celem ataków spekulacyjnych i oceniana jest wyżej w kategoriach bezpieczeństwa niż Polska i jej waluta. Tym samym to, co będzie wybaczone strefie euro i nie wpłynie znacząco na wycenę waluty, w przypadku Polski może spowodować poważne konsekwencje w obszarze kursu walutowego i stabilności systemu finansowego.
Będąc mniejszym graczem na rynku globalnym jesteśmy zmuszeni do bardziej ostrożnych decyzji gospodarczych, w tym dotyczących roli banku centralnego. W przypadku zbyt radykalnych zmian instytucje międzynarodowe oraz agencje ratingowe nie będą miały oporów przed natychmiastową negatywną oceną i obniżeniem ratingu, co w przypadku Polski, nadal pozostającej w „koszyku" krajów EMEA ma realne konsekwencje po stronie kursu walutowego i rentowności obligacji skarbowych. To istotna różnica nie tylko w stosunku do pozycji USA czy Niemiec, ale również mniejszych krajów UE funkcjonujących w strefie euro.
Ostrożnie z antybiotykiem
Obecna sytuacja gospodarcza w Polsce nie wskazuje na konieczność wdrażania ponadstandardowych mechanizmów stymulacyjnych, które powinny być stosowane dopiero wtedy, gdy zawiodą wszystkie inne typowe narzędzia, jak redukcje stopy procentowej czy bodźce fiskalne (a program 500+ ma się bardzo dobrze). Wzrost PKB jest stabilny i na wysokim poziomie, spada wskaźnik bezrobocia, a najbliższych latach stymulantem rozwoju będą także środki z funduszy UE. Obecna deflacja wydaje się nie wpływać negatywnie na gospodarkę i choć wymaga obserwacji to ma raczej podstawy wynikające z warunków zewnętrznych niż wewnętrznych. Antybiotyki („leki ostatniej szansy") stosowane są kiedy wszystkie inne terapie nie odniosły skutku. Zbyt częste ich używanie doprowadziłoby do dramatycznego spadku ich efektywności wobec uodpornienia się wirusów. W gospodarce podobnie: zbyt pochopne stosowanie nadzwyczajnych działań powoduje jej stopniowe uodpornienie, a nawet uzależnienie.