Prezesa sądu zatrudnię - komentuje Tomasz Pietryga

Może się okazać, że największym problemem dla PiS w sporze o praworządność wcale nie będą działania Komisji Europejskiej, która wszczęła przeciw Polsce postępowanie o naruszenie unijnego prawa, z możliwym finałem przed Trybunałem w Luksemburgu, ale sytuacja w Warszawie.

Publikacja: 02.07.2018 19:51

Prezesa sądu zatrudnię - komentuje Tomasz Pietryga

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

I nie chodzi tu o demonstracje przed Sądem Najwyższym zapowiadane na 4 lipca, ale o to, co wydarzy się po przymusowym odejściu prof. Małgorzaty Gersdorf w stan spoczynku.

Prezydent może mieć ogromny problem ze znalezieniem chętnego na to stanowisko. Tym bardziej że pierwsza prezes, deklarując, iż wbrew nowej ustawie zostanie do końca swojej kadencji (upływa w 2020 r.), stała się symbolem oporu wobec reform PiS, przejmując rolę, którą odgrywał wcześniej prof. Andrzej Rzepliński, były prezes Trybunału Konstytucyjnego.

Szybkie obsadzenie tego stanowiska jest więc ważne dla partii Jarosława Kaczyńskiego nie tylko ze względów merytorycznych, całej reformy SN, ale i politycznych czy wizerunkowych.

Jest z tym problem, bo środowisko sędziowskie w SN jest hermetyczne i praktycznie jednomyślne. Świadczą o tym choćby ostatnie uchwały wskazujące, że prezes Gersdorf i sędziowie, którzy skończyli 65 lat, powinni zostać na swoich stanowiskach. Podpisała je zdecydowana większość sędziów. To w połączeniu ze środowiskowym ostracyzmem sprawia, że lepiej obchodzić szerokim łukiem gorący fotel prezesa SN. A przecież kiedyś był on najwyższym zaszczytem.

Warto pamiętać, że chętnych brakowało już przy naborze do nowej Krajowej Rady Sądownictwa. O członkostwo w niej mogły się jednak starać tysiące sędziów. W SN kandydatów może być zaledwie kilkudziesięciu, a wtedy obsadzenie wszystkich stanowisk nowymi osobami może być niewykonalne.

Tymczasem zgodnie z procedurą, kiedy nie uda się wyłonić pierwszego prezesa, jego obowiązki przejmuje najstarszy stażem sędzia. Jest nim obecnie Józef Iwulski (lat 66), jeden z tych, którzy nie zaakceptowali nowej procedury, ale wystąpili do prezydenta o dalsze orzekanie, powołując się na konstytucję.

Zaczyna się okres zawirowań wokół najwyższej instytucji sądowej, który może potrwać do jesieni. Czyli do czasu, kiedy przynajmniej teoretycznie nowy SN ma zacząć działać w poszerzonym 110-osobowym składzie. Wtedy też zgromadzenie ogólne będzie mogło powołać następcę prof. Gersdorf w normalnym trybie. Czy tak się stanie? Dynamika wydarzeń jest zbyt duża, aby to rozstrzygnąć. Ale kłopoty z nowym prezesem dają czas Trybunałowi w Luksemburgu, który może próbować zablokować procedurę wyboru nowych władz w SN.

I nie chodzi tu o demonstracje przed Sądem Najwyższym zapowiadane na 4 lipca, ale o to, co wydarzy się po przymusowym odejściu prof. Małgorzaty Gersdorf w stan spoczynku.

Prezydent może mieć ogromny problem ze znalezieniem chętnego na to stanowisko. Tym bardziej że pierwsza prezes, deklarując, iż wbrew nowej ustawie zostanie do końca swojej kadencji (upływa w 2020 r.), stała się symbolem oporu wobec reform PiS, przejmując rolę, którą odgrywał wcześniej prof. Andrzej Rzepliński, były prezes Trybunału Konstytucyjnego.

Opinie Prawne
Ewa Łętowska: Złudzenie konstytucjonalisty
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem
Opinie Prawne
Marek Isański: Organ praworządnego państwa czy(li) oszust?