Jako społeczeństwo chcemy, by właśnie tak było. Zwycięstwo nad chorobami zakaźnymi, które dziesiątkowały populację, to dorobek współczesnej medycyny. W XIX wieku w Polsce na gruźlicę umierało 3,5 tys. ludzi na milion, teraz jest to 15 osób. Widok suchotnika zanoszącego się kaszlem nie jest już powszechny. A to zasługa obowiązkowych szczepień.

Ten medal ma jednak i drugą stronę. Każdy lek ma działania uboczne. Podobnie jest ze szczepionkami. Były, są i będą osoby, których dotkną ich skutki uboczne. Ryzyko to jest kosztem, jaki ponosimy jako społeczeństwo. Gdy stosuję jakiś lek lub decyduję się poddać zabiegowi medycznemu, sama biorę na siebie to ryzyko, gdyż działam dobrowolnie. W przypadku szczepień – przymusza do nich państwo. Niech więc bierze na siebie odpowiedzialność. Nie zdziwię się, jeśli sąd przyzna rację rodzicom, którzy pozywają państwo o 1 mln zł za trwały uszczerbek na zdrowiu ich dziecka wywołany szczepieniem.

Dziwi mnie natomiast, że argumentu o kompensowaniu uszczerbku na zdrowiu w wyniku szczepienia chcą używać stowarzyszenia szczepieniom przeciwne. To ślepa uliczka. Istotą demokracji jest wolność jednostki, ale pod warunkiem, że nie narusza dobra innych. Jeśli zaś, z dowolnego powodu, stawiana jest ona ponad dobrem innych, powstaje karykatura demokracji.

Wolność w obrębie społeczeństwa polega także na odpowiedzialności za dobro ogółu. Bardzo trudno podejmować decyzje, gdy następuje kolizja praw czy to rodzicielskich, czy osobistych. Choć często w takich sytuacjach nie ma dobrych rozwiązań, musimy pamiętać, że nasza wolność nie może kolidować z dobrem kogoś innego. I że żadne przekonania nie są tu usprawiedliwieniem, a my mamy obowiązek poddać się takiemu dyktatowi.

Czytaj także:

Państwo pozwane za szczepienie, rodzice chcą miliona złotych