Oficjalnie obraz ten zostanie zaprezentowany pod koniec tego tygodnia w gmachu weneckiej Scuoli Grande noszącej imię świętego Jana Ewangelisty. I sądząc z tego, co wiadomo z przecieków na temat wstępnej wersji opinii Komisji Weneckiej – nie będzie kolorowy.
Komisja Wenecka przekaże całemu Zachodowi, że w Polsce partia, która ma w ręku i władzę wykonawczą, i ustawodawczą, zablokowała sąd konstytucyjny. Co zagraża demokracji, praworządności i różnym wartościom, które Zachód sobie ceni (choć nie wszystkich pyta o ich przestrzeganie).
Konsekwencje tej opinii będą dla Polski poważne, choć prawie nikt tu parę miesięcy temu nie słyszał o instytucji, która ją wydaje. Ale to zdanie Komisji Weneckiej jest teraz w tej kwestii najważniejsze i dla Unii Europejskiej, i dla USA. Co polska dyplomacja powinna była wiedzieć, występując o wenecką opinię.
Konsekwencje są dwojakiego rodzaju. Po pierwsze – Bruksela na dobre wdroży to, co się nazywa mechanizmem ochrony państwa prawa. Jeżeli polskie władze nie będą skłonne do ustępstw, to na końcu tego procesu jest ewentualne pozbawienie Polski prawa głosu w UE. PiS sprawia wrażenie, jakby w ogóle nie brał pod uwagę tej możliwości (bo zaprzyjaźniony Viktor Orbán to zawetuje), a wszystkie inne (np. finansowe) skutki uważał za nic nieznaczące, bo suwerenność jest ważniejsza niż parę kilometrów autostrad za brukselskie pieniądze.
I tu dochodzimy do drugiego rodzaju zagranicznych konsekwencji, które partia Kaczyńskiego zdaje się całkowicie ignorować. Chodzi o współpracę w sprawach dla Polski najważniejszych, z bezpieczeństwem na czele. I z państwami, które są dla nas najistotniejsze, w tym USA. Niestety, mnogość problemów międzynarodowych powoduje, że wrażliwość na polskie postulaty jest na starym Zachodzie i tak mała. Ale brak politycznego rozwiązania sporu o Trybunał może doprowadzić do tego, że będzie żadna.