Reklama

Hilary Minc byłby dumny

Całe społeczeństwo będzie jedną fabryką i jednym biurem z równą normą płacy i pracy.

Publikacja: 06.03.2016 20:00

Andrzej Malinowski

Andrzej Malinowski

Foto: materiały prasowe

Starsi z państwa być może pamiętają ten slogan ze szkół. Młodsi może spotkali się z nim, oglądając filmy na Discovery Historia albo TVP Historia poświęcone wodzowi rewolucji bolszewickiej. Jak się okazuje, pomysły na nacjonalizację gospodarki niestety wracają jak zły sen. Właśnie teraz jeden z nich chce się wdrożyć przy okazji zmiany ustawy o zamówieniach publicznych.

Wydawało się już, że w naszym kraju panuje względna zgoda co do tego, że rozwój drobnej i średniej przedsiębiorczości sprzyja rozwojowi społecznemu i gospodarczemu w ogóle. Nasza sławiona przedsiębiorczość nie schodzi z ust polityków wszelkiej proweniencji. Niestety, chyba tylko po to, by potem w zaciszu gabinetów skutecznie przedsiębiorczość dusić.

Właśnie do tego doprowadzi, jeśli nie daj Bóg wejdzie w życie projektowana zmiana ustawy o zamówieniach publicznych. Oczywiście żadnemu z wysokich urzędników słowo „nacjonalizacja" nigdy nie przeszłoby przez gardło. U nas w Polsce?! To przecież niemożliwe! Jesteśmy członkiem Unii Europejskiej, Światowej Organizacji Handlu, OECD. Wszystkie liczące się partie w swoich programach gwarantują wolność gospodarczą i równość wobec prawa.

Dlatego u nas nacjonalizację wprowadza się po cichutku. I nie chodzi tu o zwiększenie polskich udziałów w strukturze właścicielskiej, ale po prostu o wyrugowanie prywatnej przedsiębiorczości przez państwo. Chodzi o nacjonalizację rozumianą w sposób, w jaki rozumiał ją, nie przymierzając, Hilary Minc, pogromca handlu i twórca permanentnych kolejek przed sklepami.

Tym razem nacjonalizacja ma zostać ukryta pod dumną nazwą in-house, która w biznesie oznacza wykonywanie poszczególnych działań w ramach jednego przedsiębiorstwa. Tyle tylko że tym przedsiębiorstwem ma być państwo – zupełnie jak u Lenina. Wszędzie tam, gdzie publiczny zleceniodawca może zlecić działanie powiązanej ze sobą jednostce, otwarty tryb przetargowy zastąpią bezpośrednie zlecenia. Przykładowo wywóz śmieci będzie zlecany zakładowi komunalnemu, nawet jeśli prywatni oferenci mogliby wystąpić z dużo korzystniejszą ofertą. Genialne w swej prostocie, prawda?

Reklama
Reklama

Jak mówi sama zasada in-house, „wszystko zostanie w domu" albo – jak mawiali Corleone – w rodzinie. Cui bono, czyli komu przyniesie to pożytek? Wójtowie, prezydenci miast, wojewodowie będą mieli jeszcze większą władzę. Sfera publiczna się rozrośnie. A jakie będą wady? Wszystkie możliwe: nepotyzm, korupcja, biurokracja, upadek prywatnych firm, wzrost bezrobocia, mniejsza efektywność, większe koszty dla budżetów – w efekcie wyższe ceny dla nas wszystkich. W końcu z czegoś trzeba to będzie utrzymać.

Jeśli decydentom przyjdzie do głowy pomysł, aby uzasadniać to przepisami/dyrektywami unijnymi, w imieniu środowiska pracodawców oraz pracowników – bo w tej kwestii jesteśmy całkowicie zgodni – z góry uprzedzam: nie nabierzecie nas! Taka zmiana leży w suwerennej gestii każdego kraju członkowskiego.

Nawet wspólne stanowisko reprezentantów pracowników i pracodawców w Radzie Dialogu Społecznego nie zmieniło myślenia w tej sprawie. I to mimo wcześniejszych zapewnień prominentnych członków rządu, że stanie się inaczej. Co prawda w projekcie ustawy poczyniono pewne ustępstwa, wprowadzając np. możliwość zaskarżenia wyboru trybu bezprzetargowego przez zamawiającego, lecz to nadal o wiele za mało.

Zastanawiam się, skąd się bierze ta moda na retro. Czyżby miniony ustrój miał podobną zdolność jak niektóre uśpione wirusy, które potrafią ożyć nawet po ćwierćwieczu? Okazuje się, że słabość do gospodarki nakazowo-rozdzielczej i centralnego planowania przejawiają również politycy, którzy w sferze deklaracji tę przeszłość najgłośniej potępiają.

Do autorów tego pomysłu apeluję: jeśli już decydujecie się na nacjonalizację, to proszę nam nie mydlić oczu hasłami rozwoju. Bo jedno wyklucza drugie!

Andrzej Malinowski, prezydent Pracodawców RP

Opinie Ekonomiczne
Dlaczego rosnące wydatki państwa nie są powodem do dumy?
Opinie Ekonomiczne
Grzegorz W. Kołodko: Błądzący świat
Opinie Ekonomiczne
Tatała: Podatki zamiast polityki zdrowotnej
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Rykoszet polityki Trumpa uderzy w polskie rolnictwo
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Rachunek grozy od państwa
Reklama
Reklama