Jan Czekaj: Podsumujmy rok dobrej zmiany

W ubiegłym roku, po raz pierwszy od naszego wejścia do Unii, różnica pomiędzy wielkością PKB na mieszkańca UE i Polski praktycznie się nie zmniejszyła.

Publikacja: 05.02.2017 17:45

Jan Czekaj: Podsumujmy rok dobrej zmiany

Foto: Fotorzepa, Dominik Pisarek

Rządząca obecnie koalicja szła do wyborów z hasłem „Polska w ruinie", stanowiącym syntetyczną ocenę stanu polskiej gospodarki po ćwierćwieczu przemian. Z kolei hasło „dobra zmiana" stanowiło zapowiedź pozytywnych zmian ekonomicznych i społecznych, które miały prowadzić do radykalnej poprawy sytuacji gospodarczej Polski oraz poziomu życia obywateli.

Główny Urząd Statystyczny opublikował właśnie najważniejszy wskaźnik zawierający syntetyczną ocenę stanu gospodarki, a mianowicie dane o wzroście PKB w roku 2016, a więc pierwszym roku, w którym pełnię władzy sprawowało Prawo i Sprawiedliwość. Mając to na uwadze, można zatem stwierdzić, że zarówno osiągnięcia polskiej gospodarki w minionym roku, jak i jej niepowodzenia trzeba w całości przypisać rządzącej obecnie ekipie, która, jak żadna inna dotąd, sprawuje samodzielną i niepodzielną władzę.

Ponieważ rządząca ekipa zapowiadała przeprowadzenie radykalnych zmian w gospodarce, mających na celu zdecydowaną poprawę sytuacji gospodarczej, warto się zastanowić, czy w minionym roku w polskiej gospodarce zaszły takie zmiany, które pozwalałyby stwierdzić, że program rządu jest skutecznie realizowany i przynosi oczekiwane rezultaty.

Diagnoza Morawieckiego

Formułowane w kampanii wyborczej hasła wyborcze zostały skonkretyzowane w tzw. planie Morawieckiego („Plan na rzecz odpowiedzialnego rozwoju" oraz „Strategia na rzecz odpowiedzialnego rozwoju"), w którym nie tylko przedstawiono diagnozę stanu polskiej gospodarki u progu 2016 roku (Polska w ruinie), ale także zarysowano kierunki planowanych przemian w polityce gospodarczej i mechanizmach funkcjonowania gospodarki (dobra zmiana). W diagnozie stanu polskiej gospodarki pod koniec 2015 roku wskazano wiele negatywnych jej cech, z których najważniejsze to:

– pułapka średniego dochodu,

– nadmierne uzależnienie od kapitału zagranicznego,

– niski udział inwestycji w PKB,

– zbyt wysoki dług publiczny.

Wskazując na te negatywne cechy polskiej gospodarki, autorzy równocześnie podjęli się ambitnego zadania zmiany tego niezwykle niekorzystnego, ich zdaniem, stanu rzeczy. Można zatem dziś postawić pytanie, jakimi osiągnięciami może pochwalić się rząd PiS po pierwszym pełnym roku rządów. Oczywiście dla szczegółowej oceny polskiej gospodarki w roku 2016 należałoby przeanalizować wiele innych wskaźników, ale wydaje się, że wyżej wymienione kwestie dobrze charakteryzują zarówno ocenę stanu gospodarki przez obecnie rządzących w momencie przejmowania władzy, jak i najważniejsze skutki strategii gospodarczej rządu, którą, jak należy sądzić (teczki pełne ustaw), zaczęto wdrażać niemal natychmiast po zdobyciu władzy.

Tkwimy głębiej w pułapce

„Pułapka średniego dochodu" nie była wprawdzie hasłem wyborczym PiS ze względu na niemedialny charakter (hasło „Polska w ruinie" znacznie lepiej przemawia do wyobraźni przeciętnego obywatela), ale znalazła się na pierwszym miejscu wśród negatywnych cech polskiej gospodarki wymienionych w planie Morawieckiego.

Wyrwanie się z pułapki średniego dochodu możliwe jest tylko w jeden sposób: poprzez wysoką dynamikę wzrostu gospodarczego, którego odzwierciedleniem jest tempo wzrostu PKB. Wprawdzie w planie Morawieckiego nie mówi się wprost, jakie tempo wzrostu PKB pozwoli wyrwać Polskę z pułapki średniego dochodu, ale można sądzić, że powinno być wyższe niż 3,8 proc., gdyż takie tempo wzrostu w trakcie dziesięciu lat poprzedzających dobrą zmianę nie pozwoliło, zdaniem rządzących, wyrwać Polski z tej pułapki.

Jak wiadomo, PKB w ubiegłym roku wzrósł o 2,8 proc., czyli o 1 punkt procentowy mniej niż średnia z ostatnich dziesięciu lat. Pierwszy rok rządów PiS trudno zatem uznać za okres, w którym odnotowano szczególne sukcesy w podnoszeniu Polski i Polaków na wyższy pułap dochodów.

Oceniając tempo wzrostu PKB w ostatnim roku, warto także pamiętać, że ostatnie dziesięć lat przed dobrą zmianą były okresem niekorzystnych zewnętrznych uwarunkowań wzrostu polskiej gospodarki. Tempo wzrostu PKB w UE, naszego głównego partnera handlowego, wynosiło przeciętnie rocznie około 1 proc. Gospodarka Polski rozwijała się zatem około czterech razy szybciej niż średnio gospodarki pozostałych krajów UE. Dzięki temu różnica pomiędzy średnim poziomem PKB na mieszkańca w UE i Polsce zmniejszyła się o 19 punktów procentowych, czyli o 1,9 punktu procentowego rocznie.

W ubiegłym roku średnie tempo wzrostu PKB w UE wyniosło około 2 proc., czyli różnica zmniejszyła się do 0,8 punktu procentowego. Oznacza to, że w ubiegłym roku, po raz pierwszy od momentu przystąpienia do UE, różnica pomiędzy wielkością PKB na mieszkańca UE i Polski praktycznie rzecz biorąc nie zmniejszyła się. Czyżby absurdalne sugestie wicepremiera dotyczące błędów w liczeniu PKB w roku 2014 i 2015 miały na celu obniżenie bazy dla wzrostu PKB w roku 2016 i tym samym nieznaczną poprawę niezbyt korzystnego obrazu osiągnięć PiS w zakresie wzrostu gospodarczego w tym roku?

Transfery płyną za granicę szerszą strugą

Drugim zasadniczym przedmiotem krytyki kierowanej przez PiS pod adresem wcześniejszych rządów było nadmierne uzależnienie polskiej gospodarki od kapitału zagranicznego. Wicepremier Morawiecki pisał w „Planie na rzecz odpowiedzialnego rozwoju", że polska gospodarka ponosi olbrzymie koszty na rzecz kapitału zagranicznego z tytułu transferu dywidend, udziału w zyskach i odsetek od długu w wysokości około 95 mld zł rocznie. W bardziej żywym języku przedwyborczej propagandy było to przejawem jawnej grabieży Polski, odbywającej się za przyzwoleniem czy wręcz przy współudziale rządzącej wcześniej ekipy.

Zobaczmy zatem, jak sytuacja w tym względzie zmieniła się w trakcie ostatniego roku. Ponieważ brak jest jeszcze danych dotyczących bilansu płatniczego za cały rok 2016, więc posłużymy się danymi za trzy pierwsze kwartały, które mogą stanowić dobre przybliżenie danych za cały rok.

Międzynarodowa pozycja inwestycyjna netto Polski (różnica między zagranicznymi inwestycjami w Polsce a polskimi inwestycjami za granicą) była ujemna i wynosiła na koniec 2015 roku 1 123 117 mln, natomiast na koniec trzeciego kwartału roku 2016 wzrosła do 1 138 870 mln zł, czyli o 15 753 mln zł. Pogorszenie międzynarodowej pozycji inwestycyjnej netto kraju trudno oczywiście zaliczyć do zjawisk pozytywnych, zwłaszcza jeżeli jednym z najważniejszych priorytetów polityki gospodarczej miało być ograniczenie uzależnienia gospodarki od kapitału zagranicznego.

Dane dotyczące bilansu płatniczego za trzy pierwsze kwartały roku 2016 pokazują nie tylko pogorszenie międzynarodowej pozycji inwestycyjnej, ale także wzrost transferów na rzecz zagranicznych inwestorów. W trakcie trzech pierwszych kwartałów roku 2015 kwota tych transferów wyniosła 44 464 mln zł. W trakcie trzech pierwszych kwartałów ub. roku transfery te osiągnęły 52 877 mln zł, czyli wzrosły o 8 413 mln zł (a więc o 20 proc.).

Można zatem stwierdzić, że w trakcie pierwszego roku rządów PiS stopień uzależnienia Polski od kapitału zagranicznego nie tylko nie zmniejszył się, ale wzrósł, a konsekwencją tego jest wzrost transferów dla inwestorów zagranicznych, nazywanych w kampanii wyborczej grabieżą narodu polskiego przez międzynarodową finansjerę. Jak zatem nazwać to, co działo się w roku 2016?

Inwestycje się skurczyły

Kolejną negatywną cechą gospodarki polskiej, na którą szczególną uwagę zwraca wicepremier Morawiecki, jest niski udział inwestycji w PKB. Wicepremier słusznie uważa, że warunkiem przyspieszenia tempa wzrostu polskiej gospodarki oraz jej modernizacji są inwestycje. Wychodząc z założenia, że udział inwestycji w PKB jest zbyt niski, wicepremier Morawiecki przyjął ambitne zadanie zwiększenia tego udziału do 25 proc. W jakim stopniu osiągnięto ten ważny cel? Otóż, w roku 2016 udział inwestycji w PKB wyniósł 18,5 proc., co w porównaniu z rokiem 2015, w którym udział ten wynosił 20,1 proc., oznacza spadek o 1,6 punktu procentowego.

Można zatem stwierdzić, że polska gospodarka w pierwszym roku dobrej zmiany nie tylko nie rozwijała się szybciej niż w okresie, w którym, zdaniem obecnie rządzących, została doprowadzona do ruiny, ale również perspektywy jej szybszego wzrostu w przyszłości, zwłaszcza wzrostu finansowanego wewnętrznymi źródłami, nie są zbyt optymistyczne, jeżeli uwzględnimy, że według dostępnych informacji i szacunków najbardziej aktywną grupą inwestorów w ub. roku były firmy z kapitałem zagranicznym.

Rósł dług Skarbu Państwa

Nadmierne zadłużenie sektora finansów publicznych było kolejnym przedmiotem krytyki poprzedników przez rządzącą obecnie koalicję. Jak zatem wyglądają osiągnięcia obecnego rządu w tym zakresie? Ponieważ nie ma jeszcze pełnych danych za rok 2016, toteż posłużymy się danymi za 11 miesięcy.

W trakcie pierwszych 11 miesięcy 2016 roku dług Skarbu Państwa zwiększył się o 88 789,3 mln zł, czyli najwięcej w porównywalnym czasie w całym okresie transformacji. Prawdopodobnie nieco mniej wzrosło zadłużenie sektora finansów publicznych ze względu na oszczędności w samorządach, niemniej w trakcie trzech pierwszych kwartałów ubiegłego roku zadłużenie tego sektora wzrosło o 62 279,9 mln zł i zapewne do końca roku wzrośnie co najmniej o dodatkowe 20 mld zł, zwłaszcza gdyby okazało się, że przyspieszyły inwestycje samorządowe.

Budżet na ten rok ma zamknąć się deficytem sięgającym niemal 60 mld zł. Trudno zatem oczekiwać, że rok 2017 będzie rokiem oddłużaniu państwa polskiego. Wręcz przeciwnie, ze względu na wzrost wydatków socjalnych, oczekiwany wzrost nakładów inwestycyjnych sektora publicznego, a także na bardzo ambitne założenia w zakresie poprawy ściągalności podatków istnieje ryzyko przekroczenia planowanego deficytu, co grozi przekroczeniem konstytucyjnych relacji długu do PKB. Twierdzenie, że sytuacja sektora finansów publicznych uległa w minionym roku poprawie, trudno byłoby uznać za odpowiadające prawdzie.

Bezrobocie na szczęście zmalało

Aby nie być posądzonym o stronniczość, wskażę także to, co należy zaliczyć do sukcesów obecnego rządu. Chodzi mianowicie o bezrobocie. Stopa bezrobocia wyniosła na koniec 2016 roku 8,3 proc. i była najniższa w całym okresie transformacji.

Aby jednak nie popaść w stan nadmiernego samozadowolenia, należy zwrócić uwagę na niepokojące zjawiska, jakie pojawiły się na rynku pracy. Liczba bezrobotnych zmniejszyła się w trakcie 2016 roku o 228 tys., równocześnie liczba pracujących w gospodarce zwiększyła się o 350 proc. W tym samym czasie liczba biernych zawodowo zwiększyła się o 93 tys. osób. Wynika z tego, że liczba zatrudnionych obywateli polskich zwiększyła się w roku 2016 o około 135 tys. Pozostałe 215 tys. to imigranci, głównie z Ukrainy.

Te liczby kryją w sobie duże zagrożenie dla polskiej gospodarki na najbliższą przyszłość. Od października tego roku obniżony zostanie wiek emerytalny, co może oznaczać, że na emeryturę może przejść w tym roku dwa razy więcej osób niż w roku poprzednim. Równocześnie istnieje prawdopodobieństwo zniesienia wiz dla Ukraińców w całej UE, co może skłonić znaczną część tych, którzy obecnie przebywają i pracują w Polsce, do przeniesienia się do Niemiec czy innych krajów UE. Gdyby te dwa efekty wystąpiły w tym i przyszłym roku z pełną siłą, to byłaby to katastrofa dla polskiej gospodarki o trudnych do wyobrażenia skutkach. Przynajmniej w połowie skutki te należałoby przypisać „dobrej zmianie".

Prof. dr hab. Jan Czekaj był w latach 2003–2010 członkiem Rady Polityki Pieniężnej, obecnie wykłada na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie i w Wyższej Szkole Ekonomii i Informatyki w Krakowie

Rządząca obecnie koalicja szła do wyborów z hasłem „Polska w ruinie", stanowiącym syntetyczną ocenę stanu polskiej gospodarki po ćwierćwieczu przemian. Z kolei hasło „dobra zmiana" stanowiło zapowiedź pozytywnych zmian ekonomicznych i społecznych, które miały prowadzić do radykalnej poprawy sytuacji gospodarczej Polski oraz poziomu życia obywateli.

Główny Urząd Statystyczny opublikował właśnie najważniejszy wskaźnik zawierający syntetyczną ocenę stanu gospodarki, a mianowicie dane o wzroście PKB w roku 2016, a więc pierwszym roku, w którym pełnię władzy sprawowało Prawo i Sprawiedliwość. Mając to na uwadze, można zatem stwierdzić, że zarówno osiągnięcia polskiej gospodarki w minionym roku, jak i jej niepowodzenia trzeba w całości przypisać rządzącej obecnie ekipie, która, jak żadna inna dotąd, sprawuje samodzielną i niepodzielną władzę.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację