Serdecznie polecam naszym legislatorom tę scenę gorączkowego przeszukiwania tomów. Bo powinni oni natychmiast, biegiem, ruszyć do rejestrów! I nie wstawać, dopóki nie znajdą i nie wykują na pamięć ponad 60 dwustronnych umów o ochronie i popieraniu inwestycji, jakie Polska podpisała w ciągu ostatnich lat. To traktaty m.in. z Francją, Niemcami, Holandią, Danią, Hiszpanią, Austrią, Kanadą, ze Stanami Zjednoczonymi, a nawet z Chinami. Są to umowy nadal bezwzględnie obowiązujące, a zawierające nie tylko prawa obu stron, ale i litanie kar za ich nieprzestrzeganie.

Dlaczego o tym piszę? Bo w gorączce zmieniania praw i przepisów najwyraźniej o tych umowach zapomniano. Nowe regulacje są pisane, jakby twórcy mieli zupełnie wolną rękę. Ostrzegam – tak nie jest. Te ponad 60 porozumień Polska zawarła, aby ściągnąć obcy kapitał. Wzbudzić jego zaufanie, obiecując, że zagraniczny inwestor nigdy nie będzie dyskryminowany. Że nikt nagle nie zamieni jego biznesu w ruinę, a jego samego nie puści z torbami.

Niestety, dziś coraz częściej decydenci, zmieniając polskie prawo, niebezpiecznie zbliżają się do granicy złamania tych umów. Przykłady? Proszę bardzo: słynny podatek handlowy, na razie zawieszony po protestach Brukseli, który miał być oficjalnie wymierzony w wielkie, czyli zagraniczne, sieci handlowe. Dalej – ustawa wiatrakowa przez zmianę zasad budowy elektrowni wiatrowych wywróciła biznesplany wielu inwestycji. Na horyzoncie mamy jeszcze większy problem – reformę zdrowia, w tym ustawę o ratownictwie medycznym, która praktycznie odetnie od publicznych pieniędzy firmy i szpitale prywatne (a takie należą często do kapitału zagranicznego), dyskryminując je względem państwowych.

Proszę sobie wyobrazić, co będzie, gdy zagraniczne inwestycje w jakiejś branży zostaną z dnia na dzień wyrugowane z Polski. Czy inwestorzy grzecznie się spakują i wrócą do swoich krajów? Nie. Jestem pewien, że gdy poczują się dyskryminowani, zaczną walczyć. Przecież Polska gwarantowała im sprawiedliwe traktowanie! Podpisała umowy! A na ich podstawie można żądać wypłaty odszkodowań – i te procedury bardzo dokładnie opisano. Już dziś nasz kraj jest stroną 11 rozmaitych sporów na podstawie tych umów, o łącznej wartości 4 mld złotych! Ostrzegam, jeśli tych konfliktów przybędzie, to przegrane mogą w następnych latach rozłożyć polski budżet na łopatki.

Liczy się też wrażenie na inwestorach, którzy właśnie się przymierzają do wejścia do Polski. Można sobie tylko wyobrazić, co usłyszą wysłannicy Ministerstwa Rozwoju, gdy będą namawiać światowe koncerny z technologicznej czołówki do ulokowania w Polsce kapitału. Nie jesteśmy taką potęgą gospodarczą, żeby traktować firmy z zagranicy na zasadzie „Murzyn zrobił swoje, Murzyn może odejść". Za tak ordynarne zachowanie zostałby nam wystawiony słony rachunek – i na pewno nas na niego nie stać.