I to nie tylko dlatego, że trudniej uniknąć opłacania z nich składek. Głównym powodem jest to, jak po mistrzowsku zniechęcił do nich ustawodawca ostatnią zmianą przepisów. Płatnicy zostali ze swoimi problemami sami, z możliwością uzyskania pomocy po czasie. Mają do wyboru – albo zaufać zleceniobiorcy, albo oskładkowywać wszystko, jak leci, i potem sporządzać niekończące się korekty.

Wiara w prawdomówność zleceniobiorcy może być ryzykowna. Problem z przyswojeniem zmian mają sami płatnicy, więc skąd pewność, że wykonawca je rozumie? A nawet jeśli, to czy na pewno zgłosi, że zarobił mniej, niż deklarował, albo że zaszły inne kluczowe zmiany?

W nowelizacji tych przepisów najbardziej zadziwia jednak fakt, że prawo prawem, a bez kilometrowych wyjaśnień ZUS ani rusz. To głównie z nich płatnicy dowiadują się, jak mają rozumieć zmiany, co należy do ich obowiązków i na jaką pomoc mogą liczyć. Świadczy to o skali trudności materii, jaką stanowią polskie przepisy o ubezpieczeniach społecznych. Zmiany w tym zakresie wymagają kompleksowego ogarnięcia tematu. Tym razem ustawodawca się jednak nie popisał. Nie wziął pod uwagę ani tego, że płatnicy nie mają możliwości na bieżąco weryfikować obowiązku ubezpieczeń zleceniobiorców, ani tego, że system ten powinien być kompatybilny z wypłatą zasiłków. Tymczasem zabawa z rozliczeniami może się zacząć dopiero po tym, gdy po wypłacie zasiłku okaże się, że zleceniobiorca nie miał do niego prawa, bo nie mógł przystąpić do ubezpieczenia chorobowego. O kłopotach ze zleceniami piszemy  artykule: "ZUS nie podpowie na czas, czy płacić składki od zlecenia". Zapraszam do lektury całego dodatku.