Chrabota: Ukraińcy – sojusznicy PiS

Bogactwo, jak powszechnie wiadomo, pochodzi od pracy. Władza, przynajmniej pod naszą szerokością geograficzną, ciągle jeszcze z wyboru.

Publikacja: 23.01.2017 20:40

Chrabota: Ukraińcy – sojusznicy PiS

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Socjologowie i politycy od dawna zastanawiają się, jak by wyglądała mapa polityczna Polski, gdyby nie masowa migracja Polaków do Wielkiej Brytanii, Irlandii, Niemiec, jednym słowem tam, gdzie wyższe zarobki i pewniejszy socjal. Albo inaczej. Jak by się zmieniła, gdyby na skutek presji politycznej w krajach migracji rzesze Polaków wróciły nagle do Polski? Czyim staliby się elektoratem? Czy zasililiby grupy o mentalności roszczeniowej, czy odwrotnie, poparli zwolenników wolnego rynku?

Na razie, mimo zapowiedzi twardego Brexitu, taka fala reemigracji nam nie grozi. Za to spotykamy się ze zjawiskiem odwrotnym. Deficyt rąk do pracy nad Wisłą powoduje „zasysanie" przez naszą gospodarkę setek tysięcy pracowników ze Wschodu. Rok 2016 wedle szacunków Ministerstwa Pracy to najwyższa jak dotąd fala pracownicza zza wschodniej granicy. Dominują oczywiście Ukraińcy, choć coraz większy procent stanowią Białorusini.

To oczywisty skutek kryzysu gospodarczego kraju, na który Mińsk reaguje dokładnie tak samo jak niedawno Kijów; nie mogąc zapewnić zatrudnienia u siebie, wypycha pracowników za granicę. Dla lokalnych reżimów to podwójny zysk. Eksport bezrobocia i łatwy sposób na zdobywanie tak potrzebnych państwu dewiz. Transfery gotówki z Polski na Ukrainę są coraz wyższe i niewątpliwie w jakimś stopniu stabilizują lokalną politykę. W Polsce zaś ci sami ludzie zapełniają lukę na rynku pracy, która ma związek z polskim eksportem siły roboczej do krajów Unii.

Zastanawiam się, cóż byśmy zrobili bez ponad miliona robotników rolnych, budowlańców, kierowców, ślusarzy, inżynierów, lekarzy, informatyków itd.? Czy mielibyśmy szansę na utrzymanie tendencji wzrostowych w gospodarce? Bardzo to wątpliwe. Dlatego w naszym najlepszym interesie jest zachowanie możliwie szeroko otwartej granicy i liberalnych rozwiązań prawa pracy.

Transfer siły roboczej ze Wschodu ma też dla Polski inne zbawienne skutki. To budowanie więzi społecznych, skuteczna walka z uprzedzeniami narodowymi, mosty cywilizacyjne ponad granicami UE. Czyż to nie swoista wersja naturalnego, niewymuszonego „partnerstwa wschodniego"?

Dlatego musi cieszyć, że mimo zapowiedzi rządowych nie doszło do radykalnych obostrzeń w zatrudnianiu Ukraińców i Białorusinów nad Wisłą. A może ktoś w rządzie zrozumiał, że są najlepszymi sojusznikami? Dużo bezpieczniejszymi od potencjalnych polskich repatriantów z rozsypującej się Unii. Przecież nie biorą 500+, nie głosują, ale pilnie pracują na rzecz sukcesu polskiego PKB. Osobiście nie wykluczałbym takiej hipotezy.

Socjologowie i politycy od dawna zastanawiają się, jak by wyglądała mapa polityczna Polski, gdyby nie masowa migracja Polaków do Wielkiej Brytanii, Irlandii, Niemiec, jednym słowem tam, gdzie wyższe zarobki i pewniejszy socjal. Albo inaczej. Jak by się zmieniła, gdyby na skutek presji politycznej w krajach migracji rzesze Polaków wróciły nagle do Polski? Czyim staliby się elektoratem? Czy zasililiby grupy o mentalności roszczeniowej, czy odwrotnie, poparli zwolenników wolnego rynku?

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Potrzeba nieustannej debaty nad samorządem