Gospodarka światowa wkroczyła w fazę niepokoju i turbulencji. Po czerwcowych decyzjach głównych banków centralnych niby wszystko jest jasne: reżim ilościowego luzowania (Quantitative Easing, QE) w polityce monetarnej ustąpił miejsca ilościowemu zacieśnianiu (Quantitative Tightening, QT). Fed umocnił podmioty gospodarcze w przekonaniu, że będzie w umiarkowanym tempie kontynuował powrót do standardowej polityki pieniężnej.
Europejski Bank Centralny zapowiedział stopniowe wycofywanie się z rynkowych zakupów aktywów, równocześnie robiąc wszystko co możliwe, by przekonać uczestników rynku, że nie zacznie podnosić stóp wcześniej niż latem przyszłego roku.
Jedynie bank japoński – nie mogąc doczekać się powrotu inflacji – pozostał tam, gdzie był, czyli przy kontynuacji QE, co jednak w skali globalnej gospodarki jest faktem bez większego znaczenia. Chiny po raz kolejny radzą sobie z rynkowym ograniczeniem lewarowania, plasując poprzez państwowe banki wielkie linie kredytowe dla wybranych podmiotów gospodarczych.
Niepewność
Skoro wszystko jest niby tak oczywiste, bo karty zostały wyłożone na stół, to skąd w takim razie niepokój? Ano stąd, że zmianie reżimów z QE na QT towarzyszy olbrzymia niepewność.
Górna faza globalnego cyklu koniunkturalnego jest już za nami. Czeka nas wyhamowanie tempa wzrostu. A równocześnie wzrost restrykcyjności polityki pieniężnej. Oznacza to wzrost ryzyka makroekonomicznego. Poza amerykańskim Fed żaden systemowo istotny bank centralny na świecie nie zdąży w fazie QT podnieść stóp procentowych tak dalece, by uzyskać znaczącą przestrzeń dla ich obniżania i tym samym stymulacji cyklicznie spadającej dynamiki wzrostu gospodarczego.