W 2016 roku rynki znajdowały się pod silnym wpływem ryzyka politycznego, jak pokazał to Brexit i wygrana Donalda Trumpa. Jednak biorąc pod uwagę wynik wyborów we Francji wydaje się, że analitycy i inwestorzy przeszacowali wpływ wydarzeń politycznych w 2017 roku. Według nowej narracji możemy być świadkami odbicia w strefie euro (na razie) oraz spowolnienia cyklu kredytowego w USA i Chinach, jednak na razie nie ma powodów do niepokoju. Chiny walczą z szarą strefą w bankowości i zacieśniają warunki kredytowe. Z kolei USA zmierzają w kierunku końca cyklu koniunkturalnego, co jest normalną rzeczą po latach wzrostu PKB.
Najważniejsze kwestie
- USD pozostaje "królem", z udziałem w rynku sięgającym 88% wobec tylko 31% w przypadku euro. Wspólna waluta nie zdołała silniej zachęcić inwestorów z powodu braku integracji ekonomicznej. Prognozuję także, że udział rynkowy CNY może osiągnąć ponad 10% do 2019 roku, wyprzedzając GBP.
- Wojna walutowa nam nie grozi. W około 99% przypadków Trump się myli, ale z pewnością ma rację mówiąc o nierównowadze kursu. Biorąc pod uwagę parytet siły nabywczej, USD jest przeszacowany o 7% wobec euro, o 11% wobec jena i o 7% wobec dolara kanadyjskiego. Jednak nie ma co liczyć na kolejne porozumienie Plaza, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że USD jest nadal niżej o 30% wobec poziomów z 1985 roku.
- W USA inflacja i płace są najbardziej rozczarowujące. Inflacja bazowa pozostaje poniżej celu na poziomie 2% od pięciu lat, co utrudnia Rezerwie Federalnej podwyżki stóp. W ostatnich tygodniach doszło do istotnej zmiany na rynku instrumentów ze stałym oprocentowaniem - zaczęto wliczać w ceny ryzyko obniżki stóp przez Fed w przyszłym roku.