Minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski przedstawiając w 2016 roku cele polskiej dyplomacji na nadchodzące cztery lata podkreślał, że Polska chce uniknąć sytuacji, w której ład europejski oparty jest na systemie koncertu mocarstw. Dlatego Polska miała znaleźć się w awangardzie walki o Unię wolnych narodów i wolnych państw. Droga do tego celu miała wieść przez zacieśnianie sojuszu z Wielką Brytanią i umacnianie współpracy regionalnej w ramach Grupy Wyszehradzkiej (gdzie naszym naturalnym sojusznikiem miały być Węgry) przy jednoczesnym umacnianiu bezpieczeństwa Polski w oparciu o NATO i współpracę ze Stanami Zjednoczonymi. Tyle teoria.

Jak wygląda świat w rok po przedstawianiu tego planu? Wielka Brytania zdecydowała się opuścić UE – a wiele wskazuje na to, że rozwód będzie przebiegał w akompaniamencie tłuczonych talerzy i wzajemnych uszczypliwości. Jedność grupy Wyszehradzkiej najlepiej wypada na wspólnych zdjęciach premierów Czech, Słowacji, Polski i Węgier. Kiedy bowiem przychodzi do konkretów okazuje się, że nasi węgierscy sojusznicy wątpią w sensowność sankcji wobec Rosji – w czym nie przeszkadza im ani okupacja Krymu, ani – tym bardziej – kwestia wciąż nie zwróconego Polsce wraku. Na plus możemy zapisać sobie wzmocnienie flanki wschodniej NATO. Pytanie tylko jak długo będziemy cieszyć się z tego sukcesu, skoro nowy prezydent USA Donald Trump pytany o Rosję Putina odpowiada, że „ludzie muszą się jakoś dogadywać i robić to, co do nich należy” i zastanawia się czy „da się zrobić kilka dobrych interesów z Rosją”.

Jak gdyby tego było mało w Niemczech wyzwanie Angeli Merkel rzuca Martin Schulz – i jak pokazują sondaże nie jest w tym starciu bez szans. To ten sam Martin Schulz, który o sporze o TK w Polsce mówił w kategoriach „zamachu stanu” (i bynajmniej nie miał na myśli działań opozycji) – trudno więc oczekiwać, by jako kanclerz Schulz zmienił zdanie i próbował szukać nici porozumienia z obecnym rządem. Z kolei we Francji do władzy może dojść Marine Le Pen, która najchętniej do Brexitu dodałaby Frexit. Jej kontrkandydat, François Fillon, może pójść w ślady Viktora Orbana jeśli chodzi o stosunek do Rosji.

A gdzie w tej całej układance znajduje się Polska? Z Brytyjczykami możemy prywatnie się przyjaźnić, ale jako członek UE będziemy jednocześnie się z nimi rozwodzić. Z Orbanem rząd może wymieniać się przemyśleniami na temat wzmacniania władzy wykonawczej – ale jego gestów w stronę Putina naśladować już nie możemy, bo to przy naszej granicy umieszczane są Iskandery (że o wraku Tu-154M nie wspomnę). Stany Zjednoczone są dziś natomiast wielką niewiadomą, bo tylko Trump wie, co planuje Trump. I musimy pamiętać, że skoro żołnierzy US Army udało się tak sprawnie przerzucić na flankę wschodnią NATO, to równie sprawnie można sprawić, by wrócili za ocean.

Jak się okazało to nie UE funduje nam koncert mocarstw. Jest wręcz przeciwnie – im słabsza UE, tym mocarstwa chętniej koncertują. Obyśmy w tym układzie nie okazali się jedynie niezbyt głośnym solistą. Bo wtedy może się okazać, że droga do San Escobar prowadzi przez Zaleszczyki.