Pod wpływem obserwacji zachowania Eichmanna, Arendt doszła do wniosku, że był on jedynie bezmyślnym trybikiem w maszynie zagłady. Tą opinię potwierdził w swoich książkach Szymon Wiesenthal, który podkreślał, że zło wbrew wszelkim zewnętrznym oznakom może czaić się w każdym człowieku. Swoją książką Arendt ściągnęła na siebie lawinę całkowicie absurdalnych oskarżeń, że "gardzi ludzkością", i że chce "uniewinnienia zbrodni nazistowskich".  26 października 1966 r. na łamach lewicowego tygodnika „Le Nouvel Observateur”  ukazał się nawet pożałowania godny artykuł pt. "Czy Hannah Arendt jest nazistką?". Paszkwil zarzucał pisarce, że nie chce zbrodniarzom przypisywać ich szatańskich cech.

W zeszłym tygodniu w Krytyce Politycznej ukazał się komentarz Kamila Dąbrowy, który posłużył się podobnymi argumentami wobec mojego tekstu pt. „Zwyczajny zbrodniarz”, w dodatku historycznym do „Rzeczpospolitej” (Rzecz o Historii, 25.11.2016 r.). Co więcej, autor zasugerował, że wyrażam się z uznaniem o Adolfie Hitlerze.  Jak można wyrażać tak absurdalną opinię o tekście, w którego tytule zawarta jest kwintesencja stosunku autora do opisywanej postaci? Tekst Kamila Dąbrowy obnaża całkowity deficyt jego znajomości literatury dotyczącej historii totalitaryzmu. Wydaje się, że publicysta Krytyki Politycznej nie tylko nie czytał książki Hanny Arendt „Eichmann w Jerozolimie: rzecz o banalności zła”, ale także monumentalnej pracy brytyjskiego historyka Allana Bullocka pt. ,,Hitler i Stalin. Żywoty równoległe”. Z tej bowiem książki, podobnie jak z książki Wernera Masera ,,Hitler i Stalin. Fałszerstwo, wymysł, prawda” pochodzą cytowane w moim felietonie urywki z Mein Kampf i fragmenty dotyczące kształtowania się poglądów antysemickich Hitlera w okresie wiedeńskim. Kompletnym nieporozumieniem jest zarzucanie mi fascynacji Adolfem Hitlerem i zaczytywanie się jego grafomańską książką. Nigdy nie czytałem Mein Kampf , ponieważ odczuwam do tej książki szczególna odrazę. Ale niektóre fragmenty, które znam, między innymi z książek Allana Bulloca, Iana Kershawa czy Wernera Masera pomagają w ocenie osobowości tego zbrodniarza. Podzielam w pełni opinię Allana Bullocka, że „Mein Kampf, książka wyjątkowo odrażająca w swym języku, tonie, a przede wszystkim treści, jest interesująca o tyle, że pozwala z jednej strony przyjrzeć się mentalności Hitlera i jego poglądom na świat, z drugiej sposobowi, w jaki zamierzał zorganizować swój ruch polityczny…”.  Wybitny żydowski historyk Holocaustu Cesar Aronsfeld uważał, że ,,koniecznie należałoby zrozumieć Hitlera. Mein Kampf jest wprowadzeniem w jego ducha i jego metody, i jako takie powinno być dostępne do studiowania”.   To prawda, że zbrodnia zawsze jest zbrodnią, ale „zło absolutne” po prostu nie istnieje. W „Archipelagu Gułag” rosyjski pisarz Aleksander Sołżenicyn napisał: „Dopiero na zgniłej, więziennej słomie (...) stopniowo pojąłem, że linia oddzielająca dobro od zła przebiega nie między państwami, nie między klasami, nie między partiami - tylko przecina każde ludzkie serce, nie omijając żadnego".

Ukazując Hitlera, Stalina czy Osamę bin Ladena jako wcielenie ,,absolutnego zła” wskazujemy na jakąś metafizyczną przyczynę ich nikczemności. Zniżamy się do bardzo prostackiego poziomu wartościowania charakterów ludzi, którzy byli kreatorami bezmiaru ludzkiego cierpienia. To stereotypowe myślenie, że zbrodniarz rodzi się absolutnie zły jest w rzeczywistości formą usprawiedliwienia jego bestialstwa. Skoro ktoś rodzi się z demoniczną osobowością to nie posiada zdolności odróżnienia dobra od zła, a tym samym nie można mieć do niego pretensji, że nie posiada jakiejkolwiek empatii dla cierpienia bliźnich. Joseph Goebbels, cyniczny kłamca i hitlerowski zbrodniarz, był w młodości wrażliwym, głęboko wierzącym w Boga humanistą. Aby się o tym przekonać, wystarczy sięgnąć do jego dzienników. Józef Stalin, podobnie jak Heinrich Himmler, miał być księdzem,  Mussolini został zapamiętany przez swoje dwie córki i trzech synów jako kochający i oddany ojciec, a Pol Pot w czasie studiów na prywatnej uczelni technicznej EFR w Paryżu był uważany przez studentów za niezwykle sympatycznego kolegę. Zło bywa banalne i często zdradziecko kryje pod przykrywką prozaicznej osobowości zbrodniarza. I tą prozaiczność, wręcz banalną zwyczajność osobowości Adolfa Hitlera - człowieka, który wbrew temu co głoszą negacjoniści, ponosi całkowitą winę za wszystkie zbrodnie nazistowskie - przedstawia mój felieton, który był wstępem do artykułu pt. Człowiek z tłumu. Konkluzją tego artykułu są słowa: Hitler odmitologizowany przeraża nas jeszcze bardziej, niż jego zafałszowana wersja jako potwora. Jest prawdziwym ostrzeżeniem historii, przypomina bowiem niejednego z nas.