Nowe zasady wycinki drzew były dla wszystkich zaskoczeniem. Wprawdzie w Ministerstwie Środowiska trwały prace nad zmianami, ale nic nie wskazywało na to, że prędko wejdą w życie.
Tymczasem nastąpiło polityczne przyśpieszenie. Nieoczekiwanie 7 grudnia do Sejmu wpłynął projekt nowelizacji ustawy o ochronie przyrody dotyczący wycinki, podpisany przez grupę posłów Prawa i Sprawiedliwości. Zawierał te same propozycje co projekt ministerstwa. To często stosowany przez polityków wybieg. Dzięki temu przepisy można szybciej uchwalić. A przy kontrowersyjnych pomysłach unika się konsultacji społecznych.
Prace nad zmianami w wycince nabrały tempa. Pierwsze czytanie projektu odbyło się 12 grudnia na posiedzeniu sejmowej Komisji Ochrony Środowiska, a nie na sali plenarnej. Brał w nich udział m.in. podsekretarz stanu w Ministerstwie Środowiska Andrzej Szweda-Lewandowski. Zniesienie zezwoleń tłumaczył następująco:
– W naszej ocenie wydaje się zasadne zwolnić osoby fizyczne od obowiązku uzyskiwania zezwoleń na usunięcie drzew i krzewów, bo ingerują one w prawo własności – tłumaczył wiceminister Szweda-Lewandowski. – Przygotowując się do tego posiedzenia, zrobiliśmy małą kwerendę i zapytaliśmy kilkanaście gmin w całej Polsce, ile decyzji wydano przez ostatnie dwa lata i ile było negatywnych. Okazało się, że praktycznie 95–98 proc. było pozytywnych. W związku z tym jest pytanie: po co procedować, po co tracić czas, po co komplikować przepisy. I tak, dla przykładu, Gdańsk w 2014 r. wydał 878 decyzji na usunięcie drzew i krzewów, z czego negatywnych było sześć. W 2015 r. wydano 922 decyzje, z czego negatywnych było dziewięć. Mam jeszcze kilkanaście przykładów z całej Polski – sprawa przedstawia się podobnie.
Podobnych argumentów w trakcie prac nad projektem używali także posłowie PiS.