Przez Kalifornię, z północnego zachodu na południowy wschód, przebiega uskok San Andreas. Jest to granica pomiędzy dwiema płytami litosfery: pacyficzną i północnoamerykańską. Dotychczas wiadomo było, że płyty te poruszają się względem siebie poziomo, wzdłuż uskoku. Pacyficzna wędruje na północny zachód, a północnoamerykańska na południowy wschód. Ruch ten jest dość powolny – przynajmniej taki musi się wydawać w naszej, ludzkiej skali czasowej. W ciągu ostatnich 40 tys. lat przesunięcie wyniosło około kilometra.

Teraz jednak naukowcy z Uniwersytetu Hawajskiego udowodnili, że rejonie uskoku występuje również ruch w kierunku pionowym. Basen Los Angeles, hrabstwa Orange i San Diego oraz okolice Bakersfield zapadają się z prędkością 2–3 mm rocznie. Z kolei hrabstwa Santa Barbara, San Luis Obispo i San Bernardino wędrują w górę z podobną szybkością. Naukowcy zbadali to za pomocą GPS. Jak tłumaczą, udało się to dopiero teraz, bo analiza ruchów pionowych z użyciem satelitów jest trudna i potrzebowali wyrafinowanego algorytmu zdolnego do usunięcia szumów i zakłóceń. Naukowcy z Hawajów opublikowali wyniki swoich badań w czasopiśmie „Nature Geoscience".

Wniosek z tych analiz, jak twierdzą badacze, może być tylko jeden: w Kalifornii musi prędzej czy później dojść do dużego trzęsienia ziemi o sile ok. 7 stopni w skali Richtera. Nie bardzo wiadomo, kiedy nastąpi wstrząs.