– Nie ma szans na Pink Floyd, na koncerty czy cokolwiek – powiedział mi zdecydowanie David Gilmour. – Z oczywistego powodu: Richard Wright nie żyje. Nie mamy pianisty, a tylko on potrafił tworzyć muzyczne wibracje, które były podstawą brzmienia zespołu. On jedyny wiedział, jak to się robi. Z archiwów wykorzystaliśmy wszystko, co było wartościowe. Z motywów sesji „The Division Bell" powstał najnowszy album „The Endless River". Dlatego bezpieczniej jest mówić, że to ostatnia płyta zrealizowana pod szyldem Pink Floyd.
Również dlatego zostaną wznowione najmniej znane albumy z lat 1967–1969 – „The Piper at the Gates of Dawn", „A Saucerful of Secrets", „More" i „Ummagumma". Cenione głównie przez fanów muzyki niezależnej. Uznawane za inspirację Radiohead, ponieważ uosabiają okres poszukiwań Floydów, zakończony sukcesem „The Dark Side of the Moon", który rozpoczął erę „rocka stadionowego".
Poeta z Cambridge
Roger Waters i Nick Mason byli od kilku miesięcy studentami wydziału architektury londyńskiej politechniki. Połączyło ich to, że słuchali Presleya i w przeciwieństwie do Beatlesów pochodzili z lewicującej klasy średniej. Ich kolega, słynny dziś architekt sir Norman Foster studiował, a oni zajęli się muzyką i grali na prywatkach.
Momentem zwrotnym było pojawienie się Syda Barretta, poety i plastyka z Cambridge. Nie mając rozbudowanego repertuaru, zespół korzystał z tego, że uwaga publiczności była osłabiona alkoholem, dlatego powtarzał i improwizował wciąż te same motywy, tworząc grunt pod rewolucję psychodeliczną. Nowa muzyka zrodziła się w Anglii pod wpływem dzieł i wizyt amerykańskich artystów – Andy'ego Warhola, Allena Ginsberga, Mothers of Invention Franka Zappy. Miała być odtrutką na rockową nudę. Na koncertach Floydów, które z czasem zmieniły się w narkotyczne spędy młodzieżowe, zaczęły bywać takie gwiazdy jak Paul McCartney, Michelangelo Antonioni czy Monica Vitti.
Specjalnością grupy stała się oprawa świetlna występów nazywana „wibrującym obłokiem psychodelii". Używano maszyny do robienia baniek mydlanych i projektorów. Ale najlepsze efekty przynosiło światło przepuszczone przez prezerwatywę!