Zdobył licznych fanów i przyjaciół, którzy nie wyobrażają sobie dwóch tygodni przed Wielkanocą bez Festiwalu Beethovenowskiego. Koncerty w Warszawie i w ponad dziesięciu innych miastach mają własną publiczność i to ogromna wartość, o jakiej marzą organizatorzy każdego tego typu przedsięwzięcia.
20 lat temu zaczynał skromnie: programem złożonym z kilku zaledwie wydarzeń. Znając jednak ambicje pomysłodawczyni Elżbiety Pendereckiej, wiadomo było, że będzie ona dążyła do tego, by stworzyć wydarzenie o międzynarodowym rozmachu.
Dwie dekady później Festiwal Beethovenowski obok „Chopina i jego Europy" i Wratislavii Cantans należy do imprez muzycznych największych w kraju i najbardziej rozpoznawalnych poza Polską. Warto się jednak zastanowić, właśnie z okazji jubileuszu, czy wystarczy poprzestać na tym, co już się osiągnęło.
O tym festiwalu mówi się również, że stał się zbyt przewidywalny, pozostając głównie w kręgu XIX-wiecznego kanonu muzycznego. Można odpowiedzieć, że sporo bardziej sławnych imprez w świecie ma podobny profil, by przywołać choćby gwiazdorski festiwal w Lucernie. Trzeba wszakże dostrzegać, że gusty publiczności się zmieniają, a wielka XIX-wieczna symfonika Brahmsa, Schumanna czy Czajkowskiego nie zawsze już zapewnia frekwencyjny sukces.
Romantyczny idiom muzyczny staje się coraz bardziej obcy nowym pokoleniom słuchaczy. Wiedzą o tym szefowie wielu filharmonii starający się odświeżyć ofertę koncertową. Z kolei „Chopin i jego Europa" dobrze znane utwory prezentuje w innym brzmieniu, tzw. interpretacji historycznej.