Z taką inicjatywą wystąpił Andrzej Kosendiak, dyrektor Narodowego Forum Muzyki we Wrocławiu. W przeszłości bowiem wybitni polscy skrzypkowie byli posiadaczami Stradivariusów – Bronisław Huberman, Paweł Kochański czy Henryg Szeryng, takie instrumenty zdarzały się podobno w prywatnych kolekcjach bogatych rodów. Po II wojnie światowej nie pozostał w Polsce ani jeden.
Skrzypce wykonywane na przełomie XVII i XVIII wieku w Cremonie przez lutnika Antonio Stradivariego stały się legendami. Przyciągają do sal koncertowych publiczność pragnącą posłuchać ich niepowtarzalnego brzmienia, marzą o nich muzycy. – Są „dopalaczami” naszych umiejętności – uważa skrzypek Janusz Wawrowski, który miał okazję poznać urok Stradivariusów. – Same oczywiście nie zagrają, ale wzmacniają wszystkie walory naszych interpretacji.
Dyrektor Andrzej Kosendiak uważa, że zakupu dla Polski Stradivariusa nie należy traktować jako kolejnego wydatku na kulturę, jest to natomiast bardzo korzystna inwestycja finansowa. I ma rację. Dziś właścicielami Stradivariusów są największe na świecie banki, towarzystwa ubezpieczeniowe, rozmaite fundacje. Tacy właściciele ewentualnie wypożyczają zaś ten instrument wybranym artystom.
Wartość najlepszych starych skrzypiec nieustannie i szybko rośnie. Kiedy w latach 80. odnalazł się legendarny Stradivarius, skradziony ponad cztery dekady wcześniej Bronisławowi Hubermanowi, pewien brytyjski muzyk kupił go za 1,2 mln dolarów. W 2011 roku sprzedał za 4 mln dolarów, skrzypce nabył znakomity artysta amerykański Joshua Bell. Gdyby chciałby się ich pozbyć dzisiaj, mógłby otrzymać ponad cztery razy tyle, co wówczas zapłacił.
Ceny na Stradivariusy są oczywiście zróżnicowane. Zależą od stanu, w jakim się zachowały, czy były remontowane czy też są w pełni oryginalne. Najdroższe są te, które powstały w tzw. złotym okresie działalności Antonio Stradivariego, a więc na początku XVIII wieku.