"Rzeczpospolita": Lubi pan młodych muzyków, takich, jak ci tworzący Sinfonię Iuventus?
Michaił Jurowski: Interesujące jest poczuć nowe podejście do muzyki, jakie niesie to pokolenie. Dlatego pracuję nie tylko z młodymi orkiestrami, ale i od lat z młodymi dyrygentami, niektórzy dzięki stypendiom są ze mną po dwa, trzy lata. Kontakt z nimi na mnie działa odświeżająco.
Pan jest członkiem dynastii obejmującej już cztery pokolenia.
Ojciec, Władimir Jurowski był przede wszystkim kompozytorem, dziadek ze strony matki, Dawid Błok był głównym dyrygentem rosyjskiej kinematografii, niemal od początków kina dźwiękowego. Obaj umarli stosunkowo młodo, po pięćdziesiątce na serce. Moje też w tym wieku wysiadło, ale udało się mnie uratować, minęło prawie 20 lat od tego zdarzenia i pracuję więcej niż kiedykolwiek.
Dyrygowanie to przymus czy obowiązek w pana rodzinie, skoro robią to też pana dwaj synowie? Tylko córka została pianistką.