Johann Wolfgang Goethe na łożu śmierci, gdy ciemniało mu w oczach, chciał powiedzieć „Otwórzcie drugą okiennicę, niechaj wpadnie więcej światła”, ale zdołał jedynie wykrztusić „Więcej światła”.
Zalecenie wielkiego poety zyskuje na znaczeniu każdej jesieni, i tak już pozostanie do końca świata, ponieważ jesień to – oprócz rozkoszy grzybobrania – czas nieprzyjemnej sezonowej depresji, splinu, chandry związanej z niedoborem promieni słonecznych. Istnieje na nią naukowe określenie: choroba afektywna sezonowa – po angielsku SAD – seasonal affective disorder.
„Na nasze samopoczucie wpływa rytm pór roku, długość i jasność dni. Kto nigdy nie doświadczył ponurego zimowego pejzażu i euforii letnich poranków? Dlatego depresja pojawia się co roku, w chwili, gdy nasłonecznienie jest mizerne, i ustępuje wraz z nadejściem pięknych dni”. To fragment książki „Antydepresanty, prawda czy fałsz” dwojga psychiatrów, Adeline Gaillard i Davida Gouriona.
Co robić, gdy się przytrafi? Czytanie tej książki nie pomoże. Co więcej, zmiana czasu na zimowy nastąpi w nocy z 29 na 30 października, cofniemy zegarki o godzinę, zmierzch będzie zapadał jeszcze prędzej, dzień się skróci. Przeczekać? Reagować? Ale jak?
Zagrać va banque stylem życia, sięgnąć po fototerapię, po światło, czyli zrobić to, o co prosił konający Goethe.