Prezes Kurski nielegalnie wybrany

Jacek Kurski spóźnił się w konkursie na szefa TVP, ale to nie koniec wątpliwości – wynika z naszych ustaleń.

Aktualizacja: 23.04.2018 13:20 Publikacja: 22.04.2018 19:55

Jacek Kurski utrzymuje, że dokumenty w konkursie złożył w terminie. Świadkowie mówią co innego.

Jacek Kurski utrzymuje, że dokumenty w konkursie złożył w terminie. Świadkowie mówią co innego.

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Termin składania dokumentów w konkursie na prezesa telewizji, organizowanego przez Radę Mediów Narodowych, minął 15 września 2016 r. o godz. 16. Kilkanaście minut później pracownica Wydziału Podawczego Sejmu podbiła i podstemplowała niewielką kopertę, którą wręczył jej asystent Jacka Kurskiego, przebywający tam ze swoim szefem. Chwilę później złożyła stempel na drugiej, większej kopercie. Co istotne – obie były jeszcze puste.

Tak wynika z relacji nowych świadków zdarzeń z 15 września 2016 r., do których dotarła „Rzeczpospolita". Urzędniczka mogła więc dokonać poświadczenia nieprawdy i złamać regulamin konkursu, mówiący, że „pisemne zgłoszenie do konkursu należy złożyć w zaklejonej kopercie", a „odrzuceniu podlegają oferty (...) złożone po wyznaczonym terminie".

Nerwowa atmosfera

Już w 2016 r. pisaliśmy, że startujący w konkursie na prezesa Kurski pojawił się w Wydziale Podawczym tuż przed godz. 16, a później przez ponad 20 minut kompletował dokumenty, przekraczając termin. Potem informowaliśmy, że dochodzenia w tej sprawie odmówiła prokuratura. Badała sprawę pod kątem poświadczenia nieprawdy. Nie stwierdziła tego, bo na kopercie nie przybito godziny, lecz datę, która się zgadza.

Problem w tym, że wszyscy inni kandydaci, którzy składali papiery tego dnia, mają godzinę zapisaną długopisem. Decyzję prokuratury uchylił sąd, o czym informowaliśmy w marcu.

Dzięki nowym świadkom, którzy obserwowali zamieszanie w Wydziale Podawczym przez oszklone wejście, wiemy nie tylko o tym, że pracownica stemplowała puste koperty. Twierdzą oni, że dokumenty ostatecznie trafiły tylko do większej koperty, a mniejszą zabrał Kurski. Jest to prawdopodobnie ta sama koperta, którą 21 września 2016 r. prezentował w portalu wPolityce.pl. Po raz pierwszy napisaliśmy wówczas, że się spóźnił, a podstemplowana koperta miała być dowodem, że zdążył na czas.

– W Wydziale Podawczym panowała nerwówka – mówi nam nowy świadek. – Po godz. 16 urzędniczka wychodziła na zewnątrz, by zatelefonować. Dzwonił też funkcjonariusz BOR, asystent Kurskiego i wielokrotnie sam Kurski – relacjonuje. Dodaje, że jeden z dokumentów, które ostatecznie wylądowały w kopercie, nie został podpisany przez Kurskiego, tylko jego asystenta. Osoby znające przebieg konkursu nieoficjalnie mówią nam, że asystent nie miał do tego prawa, co rodzi podejrzenie, że podrobił czyjś podpis.

Nowe źródła potwierdzają naszą wcześniejszą tezę, że Kurski ostatecznie złożył dokumenty po godz. 16.20. Tymczasem z uzasadnienia decyzji prokuratury o odmowie dochodzenia wynikało, że Kurski przekazał ofertę o godz. 16.05. Jedynym logicznym wyjaśnieniem jest to, że na nagraniach z monitoringu, które Kancelaria Sejmu przekazała śledczym, elektronicznie wyświetlana godzina nie odpowiada rzeczywistości, a zegar został cofnięty o kilkanaście minut.

Będzie dochodzenie

Czy rzeczywiście tak było? Spytaliśmy o to rzecznika Prokuratury Okręgowej w Warszawie Łukasza Łapczyńskiego. Odpowiedział, że „informacji w tym zakresie będziemy mogli udzielić po przeprowadzeniu czynności dowodowych". Dostępu do nagrań z monitoringu odmówiła „Rz" Kancelaria Sejmu, zasłaniając się „względami bezpieczeństwa". Wglądu w akta sprawy odmówił nam też Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia, który uchylił decyzję prokuratury.

Czy godzinę sfałszowano? Wątpliwości mnoży to, że Kancelaria Sejmu przekazała śledczym nagrania tylko z jednej z wielu kamer monitorujących Wydział Podawczy, więc nie można porównać zegarów na różnych nagraniach.

Zwrócił na to uwagę sąd, uchylając decyzję prokuratury. „Z uzasadnienia sądu wynika, iż prokurator powinien zapoznać się ze wszystkimi dostępnymi nagraniami z monitoringu obejmującego Biuro Podawcze Sejmu RP w dniu 15 września 2016 r." – informuje prokurator Łapczyński. Dodaje, że prokuratura ma też przesłuchać nowych świadków, a dochodzenie zlecono już policji.

Członkini Rady Mediów Narodowych Joanna Lichocka z PiS mówi, że rada nie planuje powrotu do konkursu. – Kancelaria Sejmu przekazała nam tę ofertę jako złożoną prawidłowo. Nie my organizowaliśmy przyjmowanie wniosków – podkreśla.

Z kolei centrum prasowe TVP odpisało nam, że „dokumenty zostały złożone zgodnie ze wskazanym w regulaminie konkursu czasie, co potwierdziła Kancelaria Sejmu, a także Przewodniczący Rady Mediów Narodowych".

Termin składania dokumentów w konkursie na prezesa telewizji, organizowanego przez Radę Mediów Narodowych, minął 15 września 2016 r. o godz. 16. Kilkanaście minut później pracownica Wydziału Podawczego Sejmu podbiła i podstemplowała niewielką kopertę, którą wręczył jej asystent Jacka Kurskiego, przebywający tam ze swoim szefem. Chwilę później złożyła stempel na drugiej, większej kopercie. Co istotne – obie były jeszcze puste.

Tak wynika z relacji nowych świadków zdarzeń z 15 września 2016 r., do których dotarła „Rzeczpospolita". Urzędniczka mogła więc dokonać poświadczenia nieprawdy i złamać regulamin konkursu, mówiący, że „pisemne zgłoszenie do konkursu należy złożyć w zaklejonej kopercie", a „odrzuceniu podlegają oferty (...) złożone po wyznaczonym terminie".

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kraj
Ćwiek-Świdecka: Nauczyciele pytają MEN, po co ta cała hucpa z prekonsultacjami?
Kraj
Sadurska straciła kolejną pracę. Przez dwie dekady była na urlopie
Kraj
Mariusz Kamiński przed komisją ds. afery wizowej. Ujawnia szczegóły operacji CBA
Kraj
Śląskie samorządy poważnie wzięły się do walki ze smogiem
Kraj
Afera GetBack. Co wiemy po sześciu latach śledztwa?