Rz: W jakim momencie znalazł się teraz serialowy rynek w Polsce, po debiucie Netfliksa, Amazona i Showmaksa?
Jan Kwieciński: Wydaje mi się, że z biegiem lat nasz rynek produkcyjny będzie coraz bardziej konkurencyjny właśnie dlatego, że pojawią się na nim nowi gracze – prywatne firmy w rodzaju Netfliksa, Amazona i Showmaksa – których zadaniem będzie sianie fermentu. Będą chcieli przyciągnąć do siebie polską widownię oryginalnymi treściami. A jeśli ktoś ma za te treści płacić, musi tam dostać coś, czego nie ma w darmowej telewizji. Ten ferment będzie dla naszego przemysłu bardzo dobry, ale spowoduje zmianę oczekiwań widzów i w konsekwencji publiczni nadawcy będą musieli zmienić całą swoją filozofię.
Narzeka pan na konferencjach, że za mało jest w Polsce koprodukcji. Dlaczego tak jest?
Polskie stacje bardzo niechętnie wchodzą w międzynarodowe koprodukcje. Taki projekt prowadził Dariusz Jabłoński („Szpiedzy w Warszawie"), teraz ja staram się zrealizować podobny. Jest to trudne, bo na naszym rynku nie ma na to środków – jeśli jeden odcinek serialu produkowanego przez TVP kosztuje maksymalnie 1 mln zł, podczas gdy w Europie większość producentów robi seriale za minimalnie ponad 2 mln zł za odcinek, a w Szwecji i Francji te budżety potrafią sięgnąć kilkunastu milionów złotych. Gdyby więc nawet tamtejsi nadawcy chcieli się pofatygować i wejść tu w koprodukcję, co dostaną w zamian? Jeśli możemy na jakimś polu konkurować, to tematami, jakie poruszamy w serialach. A na razie mamy ich niedużo. Sytuacja zmieni się dopiero, gdy będziemy w stanie być konkurencyjni pomysłami.
Tradycję mamy w tym zakresie słabą – nawet, kiedy w Polsce powstał przyzwoity serial political fiction - „Ekipa" - nikt nie chciał go emitować w dobrym czasie oglądalności i skończył w nocnym paśmie w Polsacie. Przez lata widzowie oglądali głównie telenowele.