Sam podał się do dymisji i trudno to odczytać inaczej niż jako przyznanie przez rosyjskie władze, że dowody w sprawie dopingu przed igrzyskami w Soczi są ewidentne i trzeba poświęcić nawet najwierniejszego ze sług.

Mutko był główną postacią tego skandalu, Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl) ponad wszelką wątpliwość wykazał, że jako minister sportu wiedział o podawaniu dopingu rosyjskim zawodnikom i ukrywaniu tego procederu. MKOl dożywotnio wykluczył Mutkę z wszelkiej olimpijskiej aktywności, nie pozwala mu przyjechać w lutym na igrzyska do Pjongczangu.

Mutko zamierza odwołać się od tej decyzji do Trybunału Arbitrażowego do spraw Sportu (TAS). We wtorek poinformował, że zawiesza na pół roku swój mandat szefa Rosyjskiej Federacji Piłkarskiej, a nazajutrz zrezygnował z kierowania komitetem organizacyjnym mundialu 2018, który rozpocznie się 14 czerwca meczem otwarcia w Moskwie. Nowym szefem został Siergiej Sorokin, dotychczasowy dyrektor generalny komitetu.

Dymisja Mutki to gest dobrej woli ze strony blisko z nim związanego prezydenta Władimira Putina, który najwyraźniej nie chce zaogniać sytuacji tuż przed igrzyskami w Pjongczangu i w perspektywie rosyjskiego mundialu.

Mutko wydawał się niezatapialny, a jednak wszystko wskazuje na to, że tonie. Ciekawe, kiedy przestanie być także wicepremierem Rosji do spraw sportu.