Rzeczpospolita: Jak się pan czuje jako finalista mundialu?
Robert Lewandowski: Bardzo dobrze. W tych eliminacjach właściwie tylko wygrywaliśmy. Do wrześniowego meczu z Danią wszystko układało się dobrze. Mecz w Kopenhadze pokazał, że futbol jest przewrotny, że do każdego spotkania trzeba podchodzić, jakby to było ostatnie. W niedzielę było tak samo. Prowadziliśmy 2:0, ale się za bardzo się cofnęliśmy, uśpiliśmy samych siebie. W przerwie zwracaliśmy sobie na to uwagę, ale jednak Czarnogóra zdobyła dwie bramki. W drugiej połowie do 80. minuty chyba ani razu nie byłem przy piłce. Grając w ten sposób, prosisz się o stratę goli. Straciliśmy dwa i znów musieliśmy zaatakować.
Plan został zrealizowany, jesteśmy szczęśliwi, ale nie było łatwo. A powinno być. Czasami nie potrafimy być skoncentrowani przez 90 minut, za szybko myślimy, że jest już po meczu. Na najwyższym poziomie decydują właśnie takie detale. Chciałbym, żebyśmy częściej grali spokojne mecze, by nie było za każdym razem tak, by walczyć do końca. Musimy to poprawić.
Jak z pańskiej perspektywy wyglądała sytuacja przy bramce na 3:2?
Wiedziałem, że może być szansa na przejęcie piłki. Tym bardziej, że murawa na Narodowym jest chyba za późno rozkładana i piłka nie toczy się po niej tak szybko. Po tym golu byliśmy pewni awansu, ale nie powinniśmy w ogóle do takich sytuacji doprowadzać. Powtarzam: takiego rywala powinniśmy punktować. A popełnialiśmy błędy w ustawieniu.