Kapitan natychmiast zdecydował o awaryjnym lądowaniu na lotnisku w oddalonym o prawie 300 km Irkucku. Na pokładzie samolotu było 282 pasażerów i 16 członków załogi. Pasażerowie pechowego lotu po wielogodzinnym oczekiwaniu na zgodę na opuszczenie samolotu zostali umieszczeni w hotelu, z którego nie mogli się ruszyć, ponieważ żaden z nich nie miał rosyjskiej wizy. Ich paszporty zostały zatrzymane przez rosyjską kontrolę graniczną. A celnicy nie wydali zgody na wydanie pasażerom bagażu.

12 listopada Air France wysłało do Irkucka nowy samolot, który miał zawieźć pasażerów pechowego rejsu do Szanghaju. Nie mógł on jednak wylądować z powodu zamieci śnieżnej i poleciał bezpośrednio do Szanghaju, żeby zabrać stamtąd czekających pasażerów lecących do Paryża. Równocześnie z Moskwy wystartowała ekipa techników pracujących dla Air France którzy jednak stwierdzili, że maszyny nie uda się szybko naprawić.

Dlatego - jak informował Jewgienij Jelowski, dyżurny irkuckiego portu — 13 listopada wysłano trzeci samolot, przywieziono pasażerów z hotelu na lotnisko. 14 listopada o 2 w nocy maszyna była już gotowa do odlotu. Tym razem jednak Boeing nie mógł wystartować, ponieważ — jak poinformowała rosyjska agencja Ria Novosti — zepsuł się system hydrauliczny, najprawdopodobniej zawiniła bardzo niska temperatura — w Irkucku było wtedy 22 stopni poniżej zera.

Brak wizy uniemożliwił pasażerom AF 116 skorzystanie z jakiegokolwiek innego lotu, chociaż wybór był niewielki. Irkuck wprawdzie jest lotniskiem międzynarodowym, ale jedyne nie-rosyjskie kierunki jakie są stamtąd oferowane, to Kazachstan oraz loty czarterowe do Tajlandii.

Pasażerowie pechowego rejsu – jak widać po ich wpisach w mediach społecznościowych — doskonale bawili się w Irkucku, a pub w ich hotelu zanotował obroty stulecia. Ostatecznie w Szanghaju, oddalonym od Irkucka o prawie 4 godziny lotu znaleźli się w ostatni piątek rano. Każdy z nich otrzymał list z przeprosinami od prezesa AF, Bena Smitha i voucher na kupno biletu AF/KLM za kwotę 800 euro. Zgodnie z unijnym prawem należało im się odszkodowanie w wysokości 600 euro (opóźnienie było większe, niż 3 godziny), chyba że linia lotnicza jako jego powód podała „nadzwyczajne, niezawinione przez przewoźnika okoliczności". Te nadzwyczajne okoliczności, to z pewnością niemożność lądowania z powodu śnieżycy, ale kolejny samolot, który się popsuł, to już wina przewoźnika. Więc według WE261 600 euro, tak samo, jak i oczekującym na odlot w Szanghaju im się należy.