Pod siedzibą firmy odbyła się tylko we wtorek rano niewielka pikieta z hasłami domagającymi się wynagrodzeń według umów z 2010 roku, ustąpienia prezesa Rafała Milczarskiego oraz etatów dla pracowników zatrudnionych na umowach cywilno-prawnych. Na pikiecie był prezes, który zaprosił protestujących do budynku. Została dla nich przygotowana specjalna sala z ciepłymi napojami i jedzeniem. O 6 rano, kiedy zebrali się związkowcy, na Okęciu było tylko 8 stopni.
Wiadomo również, że sztab kryzysowy działający w spółce (rozwiązany został 1 maja po południu) dawał gwarancję, że wszystkie loty zaplanowane na 1 maja miały się odbyć zgodnie z rozkładem. Pasażerowie z biletami na rejsy LOT mieli jednak powody do nerwów, tym bardziej że związkowcy cały czas podgrzewali atmosferę i zapewniali, że może zostać uziemiona większość z 350 lotów. Jednocześnie przepraszali podróżnych za niedogodności, tłumacząc, że zostali postawieni pod ścianą. I zapewniali, że wielu pasażerów popiera ich protest.
– To niesłychana bezczelność. Zdumiewa mnie ta pogarda dla pasażerów, dzięki którym przecież zarabiają niemałe pieniądze, a teraz im mówią: przepraszamy, ale nie mieliśmy innego wyjścia. Wyobrażam sobie, jak cieszą się prezesi Ryanaira i Wizz Airu, którym związkowcy z LOT zafundowali taki prezent. Rozbestwione związki, które zawsze były nieszczęściem w Locie, chcą mieć wpływ na zarządzanie firmą i nie zajmują się tym, czym powinny – mówił „Rzeczpospolitej" Jacek Krawczyk, były przewodniczący rady nadzorczej LOT, unijny ekspert lotniczy. – A w swoje negocjacje płacowe wplątują argumenty bezpieczeństwa lotów. W 100 procentach popieram w tej sprawie prezesa Rafała Milczarskiego, z którym przecież nie zawsze się zgadzamy.
Zdaniem Jacka Krawczyka LOT jest dzisiaj dobrze zarządzaną linią lotniczą, która w spektakularny sposób podniosła się z bankructwa. – Ile śmiałości trzeba mieć, żeby teraz domagać się pieniędzy – krytykuje związkowców Jacek Krawczyk.
– Wokół strajku LOT-u był w ostatnich dniach taki szum, że czułem, że wszystko się rozejdzie i do niego nie dojdzie – uważa Sebastian Gościniarek, ekspert lotniczy. – Ostatecznie, już pod sam koniec, obstawała przy nim tylko jedna z pięciu organizacji. Jednak trzeba się liczyć z tym, że problem powrotu do systemu wynagrodzeń z 2010 roku tylko został „zaparkowany" i zarząd będzie musiał się z nim zmierzyć.